Sekcja strzelecka

Sekcja strzelecka
Sekcja strzelców 1st CPB

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Znów do „hitlerowców”, czyli co powie Mołdaw

Trochę mi zeszło z odpowiedzią, ale okres przedświąteczny sprzyja refleksji co niniejszym czynię.

Cieszę się, że mnie trochę rozszyfrowałeś. Moim celem była prowokacja (mam nadzieję, że nasi czytelnicy nie poprzestaną na przeczytaniu tego zdania i pozwolą sobie na poświęcenie chwili na dalszą lekturę) i poruszenie refleksji w tej części ruchu rekonstrukcyjnego, która wymaga najwięcej „samokontroli ruchu rekonstrukcyjnego” jak to nazwałeś.

Używając słowa hitlerowiec, czasami nawet pisanego dużą literą (!), robiłem to specjalnie. Wydaje mi się, że po serii protestów, bardzo słusznych, gdy wypominano Niemcom, że chcą zrzucić wojnę na „hitlerowców”, odniosłem wrażenie, że część ruchu odtwarzającego Niemców robi odwrotnie - potrafi „zapomnieć”, że odtwarza żołnierzy Hitlera, a nie jakiś dobrotliwych Niemców. Zapomina, że odtwarza żołnierzy realizujących konkretną politykę konkretnej partii i jej wodza.

Zgodzę się z tym, że wśród rekonstruktorów jednostek niemieckich mamy sporo naprawdę łebskich ludzi, dla których historia, którą odtwarzają jest ważna we wszystkich jej aspektach. Niestety mam wrażenie, że przybywa również, także poprzez popularność tej rekonstrukcji, zupełnych historycznych tumanów, dla których liczy się tylko ładny mundur, STG, MG i „najlepsze na świecie czołgi WW2”.

Wg mnie odtwarzanie żołnierza niemieckiego czy radzieckiego nie jest tym samym co rekonstrukcja aliancka. Oczywiście przede wszystkim ze względu na zbrodnie ciążące nad owymi armiami, na zbrodnicze reżimy, które reprezentowali. Uważam, że w związku z tym możemy oczekiwać więcej od odtwarzających ich rekonstruktorów.

Żeby nie być gołosłownym posłużę się własnym przykładem. Odtwarzam postać kapelana i muszę pamiętać o tym, że gdy jestem w „swoim” mundurze wolno mi mniej. Bo bez względu na to czy jestem w inscenizacji, na dioramie, czy „na piwie” muszę pamiętać, że nie wszystko mi wolno. Nie powinienem np. przeklinać, być zbyt głośnym, opowiadać sprośnych żartów. Nie jestem prawdziwym wojskowym księdzem, ale muszę się zachowywać trochę jakbym nim był. Podobnie, wg mnie, jest z odtwórcami żołnierzy niemieckich. Dlatego nie podoba mi się chodzenie w mundurach niemieckich „na piwo”, bo owo piwo, zgodnie z „in vino veritas” ;-), wyciąga z ludzi różne reakcje. Nie tylko zresztą alkohol. W swojej, nie tak długiej przecież, karierze rekonstruktora zdarzyło mi się widzieć stojących w kółku rekonstruktorów w mundurach niemieckich, opowiadających dowcipy o Żydach, ciasteczka w kształcie swastyki, ludzi, którzy w dyskusji używali argumentu „ja, jako oficer SS”, quasinazistowskie toasty. Wszystkie takie momenty powodują, że zaczynam się bać o wizerunek całego ruchu rekonstrukcyjnego.

Zdaję sobie sprawę, że wg niektórych, czepiam się rekonstruowania Niemców, ale wydaje mi się, że przedstawiam także, w pewnym stopniu, bo przede wszystkim są to moje wątpliwości, głos tych, którzy nie rozumieją rekonstruktorów „niemieckich”. Jeden z moich kolegów zadał np. w komentarzu, pytanie „Ile jest w Niemczech grup odtwarzających wojsko polskie, skoro w Polsce jest tyle grup upamiętniających Niemców w czasie WW2?”.

Częścią dalszą dyskusji pod zdjęciem „banderowca” są stwierdzenia, że to temat „trudny i delikatny” i trzeba bardzo uważać przy jego odtwarzaniu. Pamiętasz ile emocji wzbudziła inscenizacja epizodu „rzezi na Wołyniu”? Była to chyba jedyna inscenizacja transmitowana na żywo w telewizji. Takich emocji nie wzbudzają nawet rekonstruktorzy jednostek SS, a przecież SS-mani wymordowali wielokroć więcej ludzi niż ukraińscy nacjonaliści. Wydaje się nawet, że łatwiej jest znaleźć np. w sieci, usprawiedliwienie czynów tych drugich niż głosy, które starałyby się znaleźć genezę zbrodni ukraińskich.

Zgadzam się, że prawdziwy historyk powinien do historii podchodzić z chłodnym „szkiełkiem i okiem”, bez emocji i stawiania się po jakiejkolwiek ze stron. Wiesz jednak, że jest to trudne nawet dla zawodowców, można znaleźć np. opracowania historyczne tak patriotyczne, że absolutnie zatracające obiektywizm. Tym trudniej jest wymagać takiego spojrzenia od amatorów historii. Ale trzeba to robić, choćby po to by nie traktować rekonstrukcji historycznej jak „zabawy w żołnierzyki w skali 1:1”.

Ci, którzy znają Stowarzyszenie Zachód 1944 wiedzą, że w naszych inscenizacjach i dioramach staramy się o zachowanie obiektywnego spojrzenia na obie strony konfliktu. Wielokrotnie we współtworzonych przez nas inscenizacjach dochodziło do negocjacji, wymiany rannych, scen opatrywania rannych stron przeciwnych. Oczywiście jest nam łatwiej, odtwarzamy front zachodni, gdzie do takich humanitarnych zachowań dochodziło znacznie częściej.

Z drugiej strony, ostatnio w Łabiszynie doświadczyłem jaskrawego pokazania barbarzyństwa strony niemieckiej przez jej rekonstruktorów. W czasie inscenizacji Oosterbeek „SS-mani” wyrwali mnie z tłumu jeńców i chcieli rozstrzelać („uratował” mnie WH), w niedzielę, pod Driel, dostałem strzał w plecy gdy opatrywałem rannego. Wydawałoby się, że jako zdeklarowany „przeciwnik hitlerowców” powinienem być z takiej sytuacji zadowolony ;-), ale... w obu tych epizodach nie było prawdy. Młodzi ludzie, bawiąc się w SS trochę się zapominają. Ich zachowanie pokazuje wg mnie jeden z motywów odtwarzania Niemców – kiedy to po prostu przyciąga zło.

Dotyczy to nie tylko Niemców/Hitlerowców. Uczestniczyłem kiedyś w inscenizacji epizodu Żołnierzy Wyklętych (których wolę nazywać Niezłomnymi), która zakończyła się strzelaniem w tył głowy pojmanych partyzantom przez żołnierzy tzw. LWP. Mam wrażenie, że drastyczność tej sceny specjalnie cieszyła owych odtwórców lwp-owskich.

Co do „wycieczek osobistych” - nie doceniasz mojej odporności ;-) Twoje prowokacje to nic w porównaniu z kilkoma rozgorączkowanymi wpisami młodych ludzi na Facebooku i innych forach. Internet i jego anonimowość sięgają u niektórych do głębokich pokładów frustracji. Twoje „prztyczki” zmuszały jednak do myślenia.

Masz rację, myślę, że ruch rekonstrukcyjny dorósł już do określenia pewnych definicji i co za tym idzie standardów. Nie może się to odbyć w trybie jakichkolwiek urzędowych czy nawet samorządowych (w szerokim znaczeniu tego słowa) decyzji, środowisko musi to wypracować samo i tego się potem trzymać. Jedną z takich definicji jest właśnie tworzona przez Ciebie definicja rekonstruktora. Myślę, że duża część rekonstruktorów skupia się na czymś co można by nazwać „robieniem lalki”, czyli odtwarzaniu samej postaci, doprowadzając to do szczegółowego absurdu, który można nazwać „nadkoszernością”. Wystarczy poczytać dyskusje na Facebooku, czy forach internetowych, ogromna, przeważająca większość z ich nie dotyczy historii, ale tego w co i jak był umundurowany, wyposażony żołnierz, czyli równie dobrze mogłyby to być fora modelarskie (bez urażenia modelarzy, wiem, że też interesują się historią).

Z tego względu niesłychanie cieszy mnie Twoja inicjatywa zbadania motywacji w ruchu rekonstrukcyjnym i jej usystematyzowania.

Co do zawiłości historycznych moglibyśmy przeprowadzić szeroki dyskurs o tym czy Hitler przed wojną był zbrodniarzem (pewnie rodziny zamordowanych ludzi niepełnosprawnych umysłowo nie zgodzili by się z Tobą) i czy traktowanie go jak gwiazdę i wielkiego europejskiego przywódcę czegoś dowodzi. Nie podejmuję się tego teraz, zostawiam to na spotkanie osobiste. Swoją drogą właśnie przeczytałem, ze szef Formuły 1 chwali Putina i uważa, że ten powinien rządzić Europą.

Zaś tym, którzy nadal nie mogą zrozumieć mojego zdania dedykuję kolejne przykłady. Jedna z postaci polskiej rekonstrukcji, miły człowiek piszący bardzo dobre teksty popularyzujące historię, w niezrozumiały dla mnie sposób zareagował na otwarcie Muzeum Żydów Polskich. Nie chcąc oskarżać go o antysemityzm zrozumiałem jego wpis jako wołanie, że jeżeli mamy w Polsce pieniądze do wydania na historię wydajmy ją na odrestaurowanie Westerplatte albo inne polskie miejsce itp. Biorąc pod uwagę ten konkretny przypadek nie mogę się oczywiście zgodzić z owym kolegą, ale... Rekonstruktorzy żołnierzy niemieckich czy nie czujecie czasami, że Wasze działania prowadzą do „budowania mobilnego muzeum” armii III Rzeszy? Czy w wielu Waszych domach nie ma namiastki takiego muzeum? Ile w Waszych galeriach komputerowych jest zdjęć historycznych, a ile zdjęć archiwizowanych tylko po to bo „ta kurtka dobrze tu wyszła”, „widać szczegóły wyposażenia”, „wyraźnie widać kamuflaż”, itd.

I wreszcie najbardziej zaczepnie - jak zareagowalibyście na muzeum UPA w Polsce?

Zubek

środa, 10 grudnia 2014

Dlaczego odtwarzacie Hitlerowców? - moja odpowiedź

Wszystkim moim szanownym czytelnikom winien jestem odpowiedź na wiele głosów i komentarzy pod moim felietonem o niezrozumieniu rekonstrukcji hitlerowców. Muszę przyznać, że chciałem odczekać chwilę, gdy gorące głowy ostygną, a ja sam, po niektórych komentarzach, złapię oddech i równowagę (pełen zrozumienia i tolerancji). Czas ten nadszedł z chwilą gdy mądrą i rzeczową dyskusję podjął Grzegorz Antoszek zwany Mołdawem, którego tekst będzie dla mnie podstawą do odpowiedzi. Z góry przepraszam, Mołdawa, że nie potraktuję odpowiedzi bardziej personalnie i że nie przyjmę konwencji „Proszę Pana”, ale jako kolega rekonstruktor pozwolę sobie przejść na Ty, co i Jemu proponuję (jako prawdopodobnie starszy).

Na początku muszę się odnieść do pełnego niezrozumienia moich intencji przez część czytelników. 

Jeden mój znajomy mówi, że to moja wina, bo tekst zbyt inteligentny, ale ja tak nie uważam, po prostu zbyt słabo zaznaczyłem, że NIE nienawidzę rekonstruktorów jednostek niemieckich rzeszy z numerem trzy. Z góry przepraszam za duże litery, ale kilku moim znajomym rekonstruktorom musiałem tłumaczyć, że nie nienawidzę ich personalnie. Tym razem nie chcę pozostawić żadnych wątpliwości.

Należę do grona ludzi, która potrafi, nie rozumiejąc nawet do końca ludzkich intencji, oceniać ludzi raczej po ich działaniach, słowach itp. Pozwalam im robić to co robią, zostawiam sobie ocenę gdy ich działanie nie czyni szkody innym, a w naszym wypadku także historii. Wiedzą o tym dobrze moi koledzy ze stowarzyszenia odtwarzający postacie FJ-otów. Co nie przeczy temu, że gdy mam wątpliwości i czegoś nie rozumiem pytam i dociekam, protestuję gdy coś mnie uwiera. Stąd felieton i rekofelietony jako takie.

Druga ważna uwaga dotyczy sprawy, ślady której można znaleźć także w tekstach Mołdawa. Armię hitlerowską i czerwoną traktuję podobnie.Odnoszę się przede wszystkim (choć nie tylko odniesienia do tej drugiej armii można znaleźć w felietonie) do Niemców dlatego, że jako rekonstruktor aliancki rzadko spotykam się z rekonstruktorami Armii Czerwonej.

Wracam do tekstu Mołdawa, na który odpowiem, starając się w ten sposób odpowiedzieć wszystkim komentatorom z bloga, Facebooka i kilku forów, którzy mojemu felietonowi poświęcili swój czas i uwagę (odpowiedź Mołdawa znajdziecie w częściach pod poprzednim felietonem).
Na początku pozwolę sobie dokładnie odpowiedzieć na konkretny cytat:
„pozwolę sobie wyrazić swój sprzeciw wobec oczerniania rekonstruktorów strony niemieckiej. Uważam, że Pańskie podejście jest stronnicze i nieprzemyślane, a ponadto podszyte nie do końca przeze mnie zrozumiałymi uprzedzeniami”.

Ani moją intencją nie było, ani w felietonie nie można znaleźć elementów oczerniania kogokolwiek. Oczywiście, że moje podejście jest stronnicze - taka jest bowiem formuła felietonu. Przypisanie zaś mi nieprzemyślenia sprawy zakrawa na... oczernianie (to oczywisty mój żart, oczywiście). Może racją jest to, że jestem uprzedzony, ale moje uprzedzenie tłumaczę tym, że należę do obywateli kraju, który w wojnie wywołanej przez Niemców/Hitlerowców stracił 6 mln obywateli i niepodległość na 50 lat!
Do rzeczy.

Kolejną rzeczą, którą Mołdaw zdajesz się poruszać szczególnie, jest rozróżnienie dobrego WH i złej SS (tu się przynajmniej zgadzamy). Wg mnie Wermacht nie był armią apolityczną, to dzięki armii Adolf Hitler tak naprawdę doszedł do władzy. To dowódcy armii zaproponowali przyjęcie symboliki nazistowskiej i przysięgi na wierność przywódcy nazistowskiego państwa. To armia była głównym narzędziem polityki Hitlera i dokonywała pierwszych zbrodni wojennych. Kolejnych również, także poprzez pomoc i bierne przyglądanie się zbrodniom SS i oddziałów paramilitarnych. Dlatego właśnie pozwalam sobie na nazywanie odtwarzanych przez rekonstruktorów jednostek niemieckich postaci – Hitlerowcami. Stanowisko, które prezentujesz powoduje, że część młodszych rekonstruktorów pozwala sobie na niezauważanie tej niewygodnej historii ich postaci. Dodatkowo jest ono bliskie powojennej tendencji do zrzucania całej odpowiedzialności na SS, która, całe szczęście została zweryfikowana przez wielu historyków.

Jako przykład proponuję historię: na jednej z grup facebookowych, na której rekonstruktorzy prezentują postaci historyczne, zaprezentowano postać banderowca. Jeden z uczestników dyskusji zaprotestował przeciwko odtwarzaniu tej postaci, tymczasem, gdy zadałem sobie trud by to sprawdzić, okazało się, że ów rekonstruktor kilka dni wcześniej „polubił”, bez zastrzeżeń, postać dirlewangerowca. Nie chcąc doszukiwać się głębszych intencji tłumaczę to sobie tak – zbrodnie banderowców są na porządku medialnym, by znać zbrodnie dirlewangerowców trzeba trochę liznąć historii, a nie skupiać się tylko na zdjęciach.

Ważne – nigdzie nie nazywam odtwórców Hitlerowcami, tak jak nie przychodzi mi do głowy nazywać siebie Kanadyjczykiem, ale nadal będę tak nazywał odtwarzane przez nich postacie.

Mołdaw, dziękuję za dobre słowo dotyczące mojej amatorskiej klasyfikacji intencji rekonstruktorów niemieckich. Podobnie tak jak Ty pozwolę sobie skomentować Twoje komentarze ;-) (wiem, ze w poważnym tekście nie powinno być emotikonów, ale czasami warto dopełnić wyraźną intencję zdania – dla powszechnego zrozumienia).

1. Altruiści”
Rzeczywiście grup odtwarzających armię niemiecką, w porównaniu z innymi razem wziętymi jest dość równo. Gdy jednak porównamy ilość grup „niemieckich” do jakiejkolwiek innej, konkretnej nacji, czy armii to już proporcja nie jest tak oczywista. Może „wrześniowcy” polscy?

To prawda nie mam żalu do Finów, Rumunów, Włochów itp. za drugą wojnę światową (właściwiej byłoby napisać o „mniejszym żalu”, bo jednak byli sojusznikami Hitlera), ale to może dlatego, że żadna z tych nacji nie miała na celu zniewolenia Polski i Polaków, nie zbudowała na terenie mojego kraju obozów koncentracyjnych by przemysłowo mordować jego obywateli i nie tylko.

Kluczowe dla mojego „niezrozumienia” jest właśnie to, że wg mnie wybór pomiędzy postacią Polaka, Kanadyjczyka, Amerykanina, a Niemca czy żołnierza Armii Czerwonej nie jest tak prosty jak między „pączkiem, czy ciastem”. Wiele powyższych zdań tłumaczy różnicę.

A z altruizmu, jako argumentu usprawiedliwiającego rekonstrukcję żołnierzy hitlerowskich, zawsze się będę śmiał. Dlaczego? Bo jest to argument nieprawdziwy i tak go będę pojmował dopóki nie znajdzie się choć jeden rekonstruktor, który szczerze (nie z przekory) powie mi, że wydaje tysiące złotych tylko dlatego żeby moi koledzy mieli z kim walczyć na inscenizacjach.

Jeśli zadajesz pytanie o rekonstruowanie zdrajców Polski, a samo pytanie może zdradzać Twoje poglądy, to tym bardziej mogę nie rozumieć Twojej obrony rekonstruktorów „niemieckich”. Choć nie, przecież Niemcy nie zdradzili Polski! ;-)

I czemu Pan rekonstruuje sylwetkę kapłana? Bo brzydzi się Pan zabijania?”.
Nie rozumiem intencji pytania, ale mogę na nie odpowiedzieć. Jestem już starszym człowiekiem, do tego grubym, a moja grupa odtwarza spadochroniarzy. Wydawało mi się, że postać kapelana, pełniącego również funkcję sanitariusza, będzie mniej karykaturalna niż np. strzelca spadochronowego. Dodatkową motywacją, choć przyznaję przyszła później, jest historia i rola kapelanów, absolutnie nie do przecenienia. No i w życiu wystrzeliłem już swoje.

„2. Wielbiciele techniki i ładnych uniformów”.
Sam przyznajesz, że wybór i preferencje co do „urody” narzędzi zabijania i jakości, czy uniformów są bardzo osobiste. Też tak uważam, nie można obarczać narzędzi wojny sprawianymi przez ich użytkowników czynami. Nie będę dyskutował o wyższości tego czołgu nad tamtym, czy historii tego czy tamtego karabinu. Podziwiam kolekcjonerów, którzy zbierają różne rodzaje uzbrojenia i muzea, w których można znaleźć broń wszystkich stron konfliktu.

Moją intencją było jednak spojrzenie nie na broń, a na jedną z motywacji odtwarzania żołnierzy hitlerowskich. Wg mnie niezrozumiałe jest stwierdzenie - „będę odtwarzał Niemca, bo mieli fajne mundury”, a wierz mi kilkakrotnie ten argument padał jako pierwszy. Naprawdę, przy całym ciężarze historii, która związana jest z armią III Rzeszy, argument ten wydaje mi się potwornie miałki i niezgodny z ideą rekonstrukcji historycznej. Stąd później bierze się rekonstrukcja oparta na zdjęciach a nie na książkach, no chyba że owe zawierają obrazki, co wg mnie jest jednym z największych grzechów rekonstrukcji (także po stronie alianckiej).

...Słów "że gdyby ta broń była doskonalsza, to wielu Polaków nie byłoby dzisiaj na świecie..." po porostu nie będę komentował. Są infantylne i nie pasują do obrazu człowieka dorosłego i niewątpliwie inteligentnego”.
Drobna uwaga osobista: jeśli twierdzisz, że nie będziesz komentował, to postaraj się, żeby już następne zdanie nie było komentarzem. Do owego komentarza – czyżby to komentowane zdanie nie było prawdziwe? Naprawdę przecież jest tak, że gdyby Hitlerowcom wyszło kilka wynalazków, to wojna skończyłaby się inaczej - wszystko wskazuje na to że, co ciekawe, jeszcze gorzej dla Polski.

„3. Zwykli żołnierze”
Jednym z argumentów podnoszonych przez rekonstruktorów niemieckich, przyznam że to mój ulubiony, jest ów, że „Alianci też mordowali”. Jeden z internautów wykazał się nawet zdumiewająco szczegółową listą owych zbrodni. Zgadza się, ale proponuję, nie usprawiedliwiając owych okrutnych naruszeń prawa, rozróżnić rozstrzelanie SS-manów z załogi wyzwolonego obozu koncentracyjnego, jeńców pojmanych w potyczce, w której zabito „naszych” żołnierzy, od masowej eksterminacji ludności cywilnej, planowanemu wyludnianiu terenów zajętych przez armię, stosowaniu odpowiedzialności zbiorowej za ataki podziemia. Ja widzę różnicę. Aż zanadto wyraźną.

Jedyną rysę na owej różnicy są wspomniane dywanowe naloty na niemieckie miasta. Absolutnie terrorystyczne, także w mojej ocenie, w drugim okresie wojny.

4. Historycy”
Chciałbym wyraźnie czuć refleksję wobec odtwarzanych żołnierzy niemieckich, która pozwoliłaby mi uwierzyć, że owe „utożsamianie się” z odtwarzanymi żołnierzami nie idzie za daleko. Pozwolę sobie do tego wrócić pod tekstem, żeby nie mieszać w naszej dyskusji.


Piwo w mundurze”
Nigdzie w moim tekście nie znalazłem nawet fragmentu, który negował by noszenie munduru niemieckiego na dioramie czy na terenie inscenizacji po jej trwaniu. Wg mnie podstawowym celem rekonstrukcji historycznej jest jej rola edukacyjna. Jesteśmy takimi „ruchomymi muzeami” i temu służą inscenizacje i dioramy. To oczywiste, że ktoś będący częścią dioramy jest jej... częścią. Kłopot rodzi się wtedy gdy ów rekonstruktor ma do powiedzenia tyle co kot napłakał, czyli niewiele więcej niż o swoim mundurze i broni. Źle, gdy jest to rekonstruktor „aliancki”, ale gdy jest to rekonstruktor „niemiecki”, to wg mnie grzech (pozwalam sobie na to słowo jako rekonstruktor kapelana ;-)) śmiertelny.

A radosne piwko w mundurze SS-mana poza terenem inscenizacji, gdzieś w miasteczku w kawiarni to zawsze wygląda na prowokację i bezmyślność. Do tych, którym wydaje się, że nie wiem jak jest w Łabiszynie – wiem, że na sobotę całe miasteczko zostaje areną inscenizacji i rekonstrukcji, tam naprawdę panują inne prawa. Wiem także, że np. Strefa Militarna w Podrzeczu w regulaminie umieściła zakaz wychodzenia w umundurowaniu sygnowanym znakami nazistowskimi poza teren Zlotu.

Uważam, że nie odpowiedział Pan na pytanie postawione w tytule. Zostawił Pan kwestię niedopowiedzianą, na końcu posługując się ponownie argumentem emocjonalnym”.

Są pytania, na które nie trzeba odpowiedzi, ale na to tytułowe akurat padła.
Oczywiście mogą one nie być łatwe, w związku z tym pozwolę sobie na streszczenie:
  • Dlatego, że argument o altruizmie wydaje mi się nieprawdziwy;
  • argument o fascynacji mundurem i sprzętem wydaje mi się błahy w porównaniu z ciężarem historii;
  • argument o odtwarzaniu „zwykłych żołnierzy”, mimo że najbardziej trafny, podobnie jak ten z fascynacją nie jest zbyt silny, tym bardziej, że nawiązuje do tłumaczeń hitlerowskich po wojnie;
  • padający argument, bardzo częsty w odpowiedziach na Facebooku, „a Alianci też mordowali”, przy całej swojej prawdziwości, jako odpowiedź na pytanie „dlaczego?” jest... nierozsądny.

Twój kolejny ważny argument - nie, nie znamy różnych relacji, też znam te historie gdy świadkowie historii dziękują rekonstruktorom jednostek niemieckich. Sam byłem świadkiem paru takich spotkań. Weterani różnych stron spotykają się ze sobą i przyjaźnią. Jednak różnica między nami a nimi jest taka, że Oni mają prawo wybaczać swoim przeciwnikom, czy dawnym wrogom, my powinniśmy patrzeć szerzej i oceniać nie tylko dzielnego kapitana Millera, a niemiecką armię. A podziw dla jej sprawności i dzielności nie może nam wypaczać oceny, bo rekonstrukcja historyczna to nie tylko modelarstwo w skali 1:1, ale przede wszystkim edukacja i odtwarzanie historii.

Argument o tym, że źle oceniają rekonstrukcję Niemców ludzie wychowani w PRL, poddani indoktrynacji sowieckiej może spowodować, że mój przyjaciel Globus (zły brat) może dać Ci w mordę (żart, no i powinno być łagodniej "w twarz", ale przyznasz, że co morda to morda).

Mołdaw: ja nie neguję rekonstrukcji jednostek niemieckich i potrafię znaleźć rozsądne odpowiedzi na swoje własne pytanie. Zobacz jednak jak na owo pytanie odpowiedzieli członkowie społeczności internetowo – rekonstrukcyjnej, ile było próby rzeczowej odpowiedzi na stawiane tezy, a ile zacietrzewienia, błahych i miałkich argumentów, ile pokazania słabej znajomości historii. O ile te cechy można znaleźć u wszystkich rekonstruktorów, o tyle u rekonstruktorów „trudniejszych” tematów „ciemnej strony mocy” można oczekiwać większej refleksji i znajomości historii.

Bardzo Ci dziękuję za wyczerpującą wypowiedź i mam nadzieję, że powyższy tekst stanowi w miarę pełną odpowiedź. Jednak proponuję naszą ew. dyskusję przenieść o poziom wyżej i byś swoją ew. polemikę próbował napisać tak, by nie punktować kolejnych sformułowań, co niniejszym również obiecuję.

Zubek

Ps 1. Trochę wyrzucone za nawias tekstu, ale ważne przeprosiny dla tych, którym trudno czytało się powyższe zdania oparte na tekście Mołdawa. Czasami pewnie wymagało to spojrzenia na jego odpowiedzi na mój poprzedni felieton. Przepraszam, ale taka forma była dla mnie łatwiejsza.

Ps 2. Dopiero teraz pomyślałem, że Mołdaw mogłeś poczuć się urażony narzuconą formą „tykania”, bądź pewny pełnego szacunku jakim Cię darzę, a forma taka wydawała mi się prostsza. Wydaje mi się także, że w tym małym świadku rekonstrukcyjnym się znamy.

Ps 3. Tym którzy dopatrują się w moich przemyśleniach i wątpliwościach drugiego dna i ukrytych intencji oświadczam co następuje: nazywam się Arkadiusz Bojarun (zwany Buncolem lub Zubkiem) i podawane w moim blogu przemyślenia, wnioski itd. stanowią moje własne myśli wynikające m.in. z wielu rozmów prowadzonych z ludźmi. Jeśli przedstawiam zdania innych osób, czynię to wyraźnie cytując ich z nazwiska lub podając jako konkretne osoby (znajomych, rekonstruktorów, przyjaciół) gdy nie mam zgody na ujawnienie ich tożsamości. Nie mam żadnych ukrytych intencji, nie chcę nikogo specjalnie pognębić, ani dotknąć. Jeśli ktoś czuje się urażony konkretnymi sformułowaniami z chęcią podejmę polemikę, gdy trzeba przeproszę.

Tym, którzy uważają, że moje publikacje są złe, szkodliwe itp. informuje, że nie można odpowiedzialnością za nie obarczać np. moich kolegów ze stowarzyszenia, chyba, że stosujemy odpowiedzialność zbiorową, podobnie jak opisywane reżimy ;-)

I na koniec - lubię „hejterów” i nie mam nic przeciwko nim, pod warunkiem, że nie zabijają rzeczowej dyskusji. Lubię gdy konkretne „hejty” pozwalają mi poznać z zupełnie innej strony kolegów rekonstruktorów.

Ps 4. Ważne i na poważnie. Znów specjalnie wyrzucone za margines właściwego tekstu. Gdy pisałem pierwszy felieton przed oczami stawała mi czasami konkretna grupa odtwarzająca SS, która w swych działaniach rekonstrukcyjnych szła stanowczo za daleko. Ich utożsamianie się z odtwarzanymi postaciami stało się zbyt głębokie i nie jest to tylko moje zdanie. Ale nie chciałem pisać o tym konkretnym przypadku, choć bez wątpienia byłby to dobry argument. Jednak tylko jeden.

Gdy jednemu z moich rekonstrukcyjnych towarzyszy, którego nigdy nie widziałem w innym niż niemiecki mundurze, powiedziałem „przecież wiesz, że jest taka grupa, która w utożsamianiu się idzie za daleko”, odparł, że zna co najmniej takie dwie. A to pozwala mi zadać pytanie: Drodzy Panowie rekonstruktorzy czy naprawdę nie znacie takich naszych kolegów, którzy przy odtwarzaniu żołnierzy niemieckich III Rzeszy idą o krok, lub nawet parę kroków za daleko? Czy nie uważacie, że tolerowanie takich przypadków może spowodować poważne kłopoty dla całego ruchu rekonstrukcyjnego?

z.

Zdjęcie: bez zdjęcia, bo teraz to już boję się, że umieszczenie czyjegoś wizerunku pod takim "oszczerczym" felietonem może urazić uczucia nawet dobrego znajomego.