Sekcja strzelecka

Sekcja strzelecka
Sekcja strzelców 1st CPB

środa, 4 lutego 2015

Nie jesteśmy aktorami

Nie jesteśmy aktorami, tzn. pewnie są wśród nas aktorzy, ale ich procent w naszej rekonstrukcyjnej populacji jest tak niski, że mogę śmiało powtórzyć – nie jesteśmy aktorami. Żeby być aktorem trzeba sporo się nauczyć, nieprzypadkowo studia, które kończą aktorzy, nazywa się aktorskimi lub teatralnymi. Nie jesteśmy również reżyserami i scenarzystami, które to zawody również wymagają sporo wiedzy a co ważne także doświadczenia i zawodowej mądrości.

A jednak przygotowujemy inscenizacje i odgrywamy w nich role. I w naszym własnym świecie, także jego zewnętrznym przejawie, jesteśmy zarówno scenarzystami, reżyserami i aktorami. Dodatkowo także scenografami, kostiumologami itp.

Dlaczego pozwalamy sobie na tak śmiałe podejście, że próbujemy swoich sił w dziedzinach, w których czasami zawodowcom nie udaje się osiągnąć zamierzonego efektu? Każdy z nas obejrzał fatalny film, okropnych, drewnianych aktorów w teatrze grających niezrozumiałą nadętą sztukę. Dlaczego wydaje się nam, że jesteśmy lepsi od profesjonalistów?

Bo jesteśmy lepsi gdy w grę wchodzi nasza pasja – historia. Tam gdzie w grę wchodzi odtwarzanie historii zaczynamy być bezkonkurencyjni. Mamy wszystko, co potrzeba: wiedzę o wydarzeniach historycznych przebadaną w wielu źródłach (łącznie z rozmowami z weteranami – kiedy jest to możliwe), doskonałe rozpoznanie kostiumów, wyposażenia i koniecznej scenografii, wyćwiczone zachowania taktyczne, często także konieczne umiejętności i odruchy pola walki, umiejętność posługiwania się bronią z danej epoki.

Krótko mówiąc, nie ma lepszych odtwórców historii wojennych, niż rekonstruktorzy.

Postawię tylko jedno zastrzeżenie. Powyższe stwierdzenie dotyczy wykorzystania wszystkich naszych przymiotów, czyli przygotowania prawdziwej inscenizacji historycznej, realnej repliki czy dioramy.

Tymczasem zdarza się coraz częściej, że wychodząc naprzeciw oczekiwaniom np. władz lokalnych, dla których liczy się „ludyczna” impreza i jej festynowość przyciągająca tłumy, czy dysponując ograniczonym budżetem przygotowujemy historyczne potworki. Inscenizacje nieodbytych potyczek, domniemanych bitew, wymyślonych epizodów, „które przecież mogły się wydarzyć”. Czasem bohaterowie inscenizacji występują w mundurach „prawie dokładnie takich samych” jak oryginalne, albo „publiczność i tak nie zauważy różnicy” i posługują się bronią i wyposażeniem „nie mamy nic innego, użyjemy tego co mamy”. Na plan wyjeżdżają pojazdy z innej epoki, „ale przecież wojskowe i sprawne”.

I tu niestety wchodzimy w paradę zawodowcom, bo wg mnie wtedy inscenizacja historyczna przestaje być historyczną, a zaczyna się po prostu widowiskiem plenerowym, forma teatralną. Wtedy jednak tracimy wszystkie nasze atuty i na jaw wychodzą braki: scenograficzne, kostiumowe, scenariuszowe, reżyserskie no i oczywiście aktorskie.

Bo my – rekonstruktorzy jesteśmy dobrzy w odtwarzaniu historii i jej epizodów, sztukę teatralną pozostawmy zawodowcom.

Odpowiedzialność.

W czasach gdy coraz więcej wiedzy historycznej przekazywane jest przez filmy i gry, gdy ludzie coraz mniej chętnie sięgają po książki, a już szczególnie po te „nudne” historyczne. Gdy w szkołach nauka historii ustępuje innym „ważniejszym” przedmiotom, a różne rządy i partie prowadzą swoje „polityki historyczne” szczególna odpowiedzialność ciąży na rekonstruktorach. Inscenizujemy wydarzenia historyczne i musimy sobie zdawać sprawę z tego, że dla części z naszych widzów epizody, które przedstawiamy, będą jedynym kontaktem z opisaną przez nas historią. I tak ją zapamiętają.

Czy to źle, czy dobrze? Nijak, po prostu przygotowując nasze inscenizacje czy biorąc w nich udział musimy o tym pamiętać. Musi o tym pamiętać także nasz komentator i konferansjer, który tłumaczy publiczności wszystkie wydarzenia. I musimy zrozumieć, że gdy wymyślimy fajny epizod wojenny i przedstawimy go publiczności to duża część z nich uzna go za prawdziwy i za kilka lat będzie przekonywała w czasie „długich Polaków rozmów”, że przecież widział na własne oczy, że SS-mani zabili, strzałem w plecy, kapelana w bitwie pod Arnhem. A im lepszymi jesteśmy rekonstruktorami, im lepsze robimy inscenizacje i rekonstrukcje, tym to prawdopodobieństwo jest większe.

Warto brać tę odpowiedzialność pod uwagę, bo coraz częściej występujemy w roli jedynego skutecznego nauczyciela historii.

Zubek

Ps. Żeby nie było, że jakoś tak jestem na bieżąco – pisząc powyższe nie miałem na myśli „Forsowania kanału La Ma...rian”, będącego częścią zlotu w Melechowie i który uczciwi organizatorzy nazwali „inscenizacją batalistyczną” ;-)