Sekcja strzelecka

Sekcja strzelecka
Sekcja strzelców 1st CPB

piątek, 23 stycznia 2015

Muzeum Powstania, ale czy muzeum historii?

Muzeum Powstania Warszawskiego odwiedziłem już po raz trzeci. Nie ukrywam, że chciałem potwierdzić moje poprzednie spostrzeżenia, czy raczej niejasne uczucie, które męczyło mnie od pierwszego wejrzenia.

Zwiedzanie muzeów przez rekonstruktora, czy po prostu historyka amatora nie jest takie proste. Oczywiście dotyczy to muzeów historii; te które prezentują sztukę zależą trochę od osobistych preferencji, ogólnego wyrobienia, wykształcenia itp.

Muzea historii to co innego. Po pierwsze nas, rekonstruktorów, interesuje historia i nawet gdy akurat muzeum prezentuje tę, którą interesujemy się, to mniej potrafimy je docenić, ocenić a czasem i wynieść naukę nawet. Muzea, które interesują nas najbardziej, te prezentujące historię „naszej” epoki, potrafią wciągnąć nas jak dobre kino.

Czy też tak macie, że film wciągnie Was tak bardzo, że za pierwszym razem nie potraficie przypomnieć sobie muzyki (może z wyjątkiem tej z napisów końcowych)?

I podobnie jak w kinie wojennym skupiamy się na szczegółach: karabinach, naszywkach, najciekawszych fantach, i (lub) na ich prezentacji (odtwarzanej fabule). Po dobrym muzeum głowa jest pełna emocji i zazdrości, po złym złości i frustracji. Każdy z nas ma swoje ulubione - takie do którego może wracać ilekroć jest w pobliżu, by za każdym razem odkrywać coś nowego i każdy ma takie, do którego, z szacunku dla historii, nie wysłałby nawet wroga.

Potrafimy to docenić bo sami jesteśmy muzealnikami – amatorami. Gromadzimy artefakty z odtwarzanej epoki, poznajemy ich historię, budujemy i szyjemy repliki i modele, staramy się być najbliżej „epoki”. Podobnie jak muzealnicy pełnimy także służbę edukacyjną, przeprowadzamy lekcje żywej historii, budujemy dioramy tam, gdzie mogą obejrzeć je „zwykli” ludzie. Na tych dioramach, będąc ich częścią, uczymy małych kawałków historii.

Dlatego właśnie potrafimy ocenić muzea, i te wielkie i te małe.

Wracając do tematu.

Muzeum Powstania Warszawskiego nie jest prosto ocenić. Gdy powstało było najnowocześniejszą tego typu placówką w Polsce i zachwyciło mnie od pierwszego wejrzenia. Rozmach i forma ekspozycji, multimedialność i interaktywność robiły piorunujące wrażenie. Teraz gdy Polska dorobiła się kolejnych nowoczesnych placówek muzealnych, już nie powala na kolana, ale nadal forma ekspozycji robi kolosalne wrażenie.

Forma. A co z treścią?

Gdy po ostatniej wizycie w muzeum rozmawiałem o swoich odczuciach z przyjacielem użył on trafnego sformułowania „To nie jest muzeum Powstania Warszawskiego, a muzeum Gloria Victis (chwała pokonanym)”.
I to niestety jest moje główne zastrzeżenie do ekspozycji muzealnej o Powstaniu Warszawskim. Nie ma w niej tak potrzebnej w pokazywaniu historii równowagi, pokazania konfliktu z każdej strony i na wylot. I tym razem nie chodzi o równoważne pokazanie żołnierzy polskich, niemieckich, rosyjskich, ukraińskich itd., ale o prawdziwą i pełną dyskusję o Powstaniu.

Próżno znaleźć w ekspozycji wątpliwości, jakie budzi Powstanie. Od samego początku widz dowiaduje się, że musiało ono wybuchnąć, że było koniecznością historyczną. Potem idzie szlakiem zwycięstw pierwszych dni i zażartych porażek dni ostatnich. Nie można, będąc w muzeum dowiedzieć się o uzasadnionych wątpliwościach, które mają historycy i Powstańcy. Powstanie skończyło się klęską (choć niektórzy twierdzą, że nie - „przecież podpisano zawieszenie broni”), ale tylko z winy stron trzecich. Nie można dowiedzieć się wiele o dramacie ludności cywilnej - z wyjątkiem najbardziej spektakularnych mordów, upamiętnionych, by pokazać okrucieństwo wojsk walczących z Powstaniem. Jest tragedia miasta - nie ma tragedii jego mieszkańców, którzy nie mieli co jeść, pić, ginęli od ostrzałów, bombardowań i w swym żalu przeklinali Powstanie i jego dowódców.

Zdaję sobie sprawę z tego, że przez dziesiątki lat PRL Powstanie Warszawskie było spychane w historyczny niebyt, że świat lepiej zna powstanie w getcie, czy nawet powstanie w Paryżu (choć z naszego punktu widzenia trudno nazwać je powstaniem), ale mam poważne wątpliwości czy muzeum PW powinno być stworzone i utrzymywane jako jego promocyjna wizytówka. Oczywiście fajnie jest, że możemy w takie miejsce poprowadzić turystów z zagranicy i pokazać im kawałek historii, z której jesteśmy dumni. Niech to jednak będzie historia a nie propaganda.

A owo wrażenie męczyło mnie od pierwszej wizyty. I mimo że nikomu nie odradzę wizyty w muzeum, wprost przeciwnie – trzeba je obejrzeć, traktuje je raczej jako placówkę, która po odwiedzeniu pozostawia złość i żal. Włożono tak dużo sił i środków, tak dużo inwencji i pomysłowości, że trochę szkoda tej historii, którą pokaleczono przemilczeniami i zaniechaniami.

Ot refleksja prostego rekonstruktora.

Żeby nie było, że tylko krytykuję. Muzeum PW jest placówką pożądaną i bardzo potrzebną z zupełnie innego względu niż jego ekspozycja. Często zapominamy, a część z nas nawet nie wie, że jedną z głównych funkcji muzeum jest bycie placówką naukową badającą i zbierającą ślady historii. Muzeum PW doskonale pełni tę funkcję i stało się centrum historycznym, zarówno zbierającym historie jak i inicjującym kolejne inicjatywy ich upamiętnienia i zachowania. I chwała im za to.

Zubek