Bez wątpienia jesteśmy
rekonstruktorami – pomyślałem po przeczytaniu artykułu
Rekonstrukcja,
czyli co? na portalu historia.org.pl. A wydaje się, że nie
jest to takie oczywiste dla autorów owego pouczającego, tekstu.
Cytowani w nim naukowcy: socjolog, historycy, zawężając pojęcie
rekonstrukcji do przedmiotów materialnych, dla dzisiejszych
„rekonstruktorów” rezerwują pojęcie „odtwórcy” ew.
„odtwórcy historyczni”. Nie mogę się z tym zgodzić. Podobne
stanowisko prezentowali historycy w grupie „rekonstrukcyjnej” na
XIX Powszechnym Zjeździe Historyków Polskich i myślę że trzeba
dać temu stanowczy i rzeczowy odpór.
Z kilku powodów.
Pierwszy, choć nie najważniejszy,
zauważają sami autorzy artykułu. Słowo „rekonstrukcja” jest
już silnie zakorzenione w środowisku nomen omen rekonstruktorów.
Próba zmiany, nawet wprowadzana powoli i ewolucyjnie może
doprowadzić, tylko i wyłącznie do dalszego braku szerszej
współpracy pomiędzy środowiskami zawodowych i
amatorskich/rekonstrukcyjnych historyków.
Drugi, bardziej merytoryczny, to próba
odpowiedzi na pytanie jak nazwiemy odtwarzanie przez rekonstruktora
postaci konkretnego żołnierza? Jeśli odbudowywanie historycznego
pojazdu (z użyciem części oryginalnych i dorabianych na wzór
oryginalnych) nazywamy rekonstrukcją, to wg mnie, odbudowywanie
postaci szeregowego żołnierza piechoty z roku 1939 (z użyciem
elementów umundurowania i wyposażenia oryginalnych i dorabianych na
wzór oryginalnych) również można nazwać rekonstrukcją. Wtedy
owego „odtwarzającego” możemy bez wątpienia nazwać –
rekonstruktorem. Poziom owej odbudowy (w jednym i w drugim wypadku)
określa jakość rekonstrukcji ale nie zmienia jej faktu.
Dioramy. Oczywiście diorama, dioramie
nierówna, czasami ta sama grupa na jednej imprezie przygotuje
dioramę będącą w zasadzie stylizacją okresu, który odtwarza, by
na innej przygotować pełną rekonstrukcję kawałka historii.
Zależne jest to od warunków i motywacji z jaką na dane wydarzenie
jedzie ekipa. Ja osobiście bardzo cenię sobie dwie z licznych
imprez na które zjeżdżają się grupy odtwarzające 2wś –
Łabiszyńskie Spotkania z Historią i Strefę Militarną w Podrzeczu
pod Gostyniem. Na oba te wydarzenia przyjeżdżają jedne z
najlepszych polskich grup budując małe kawałki historii na swoich
dioramach. Część z nich można, bez żadnej przesady, nazwać
rekonstrukcjami.
Jedyna wątpliwość, która mnie
uwiera, dotyczy nazywania naszych inscenizacji - rekonstrukcjami. Gdy
tworzymy postać, budujemy lub szukamy „repliki”* broni, czy
wyposażenia nie uznajemy kompromisów (czasami musimy uznać
odstępstwo, ale nie jest to mentalnie łatwe). Tymczasem nadal
zapraszamy na „Rekonstrukcję bitwy o... (tu wpisz czytelniku na co
tam Cie ostatnio zapraszano)”. Jak zrekonstruować bitwę? W każdej
z nich brało udział tylu żołnierzy, że nie starczyłoby nawet
wszystkich rekonstruktorów z Polski (proszę nie podawać listy
małych bitew, wiem że uogólniłem). Nas i nie tylko nas nie stać
na to (podobno stać Rosjan, którzy rekonstruowali bitwę pod
Borodino). Możemy pozwolić sobie na to by odtworzyć jakiś
niewielki epizod wojenny, małą potyczkę, historyczne starcie
patroli. Naprawdę bardzo rzadko nasze inscenizacje swoją fabułą
odtwarzają rzeczywiste historyczne wydarzenia. Częściej są to
historie oparte na znanych nam historycznych wypadkach, dostosowane
do warunków i możliwości jakie mamy w danym miejscu, ze sprzętem,
bronią i ludźmi na jakich nas stać. I to nie jest złe, nadal
możemy odtwarzać historię i uczyć ludzkość, przy tej pomocy,
dziejów światowych wojen. Ale nie nazywajmy tego „rekonstrukcjami”,
zadowólmy się nazwą „inscenizacja historyczna”. Tak będzie
uczciwiej, wg mnie.
Ciekawostka
W tym roku światek rekonstrukcyjny
obiegły zdjęcia, a nawet filmik z inscenizacji w jednej z
miejscowości zachodniopomorskich. Owa inscenizacja miała wszelkie
cechy widowiska spod znaku mchu i paproci, brali w niej udział
dżentelmeni i damy w różnych mundurach i w tak samo różnych
pojazdach, trudno by znaleźć epokę do jakiej by pasowali. Ok,
dziwadło, ale organizator nazwał owo „Coś” „inscenizacją
batalistyczną”, co przynajmniej nie wplątało w to wszystko
Historii.
I po ciekawostce
*)Na koniec podzielę się z wami innym
problemem terminologicznym, który mnie nurtuje od lat. Większość
z nas posługuje się w swojej rekonstrukcji różnego rodzaju
odpowiednikami broni. Szczęściarze, odtwarzający właściwe wojska
lub/i posiadający odpowiedni zasób gotówki, mogą zakupić
oryginalne egzemplarze pozbawione cech użytkowych. Inni skazani są
na „repliki” owej broni. Skąd cudzysłów przy słowie
„replika”? Otóż zgodnie ze słownikowym owego słowa
zrozumieniem „replika” jest odtworzeniem stanu danej rzeczy, jak
najwierniejszym. Na przykład replika samochodu wygląda i działa
jak „replikowane” auto, a repliki zegarków działają jak
oryginały. Nikt czegoś co tylko z wierzchu przypomina zegarek a w
środku jest pustą wydmuszką nie nazwie repliką owego. A tymczasem
w naszym rekonstrukcyjnym świecie nazywamy replikami rzeczy
wyglądające z wierzchu jak karabiny czy pistolety.
Oczywiście są tacy co mają bez
wątpienia repliki broni, np. ci którzy odtwarzają oddziały XIX w.
i wcześniejsze mają legalne repliki np. karabinów i muszkietów. I
tu rodzi się niebezpieczeństwo pogubienia się nierekonstruktorów
w tej nomenklaturze, bo jeżeli ustawa określa repliki broni
czarnoprochowej z XIX wieku za legalne to czy można domniemywać, że
repliki broni XX w. są nielegalne? I co będzie gdy spotkamy na
swojej drodze mądrego inaczej, który słysząc, że mamy „replikę”
karabinu postanowi nam ją zarekwirować do wyjaśnienia? Oczywiście
całkowicie zbłaźni się usiłując nas karać za posiadanie
całkowicie legalnej imitacji, czy modelu broni, ale co nam krwi
napsuje to nasze.
W normalnym świecie takie rozważania
wydają się nie na miejscu i na wyrost, przecież wszyscy
posługujemy się tymi słowami, a sklepy sprzedają plastikowe
„repliki” ASG. Jednak ilekroć, po kolejnym zamachu czy ataku,
służby światowe i krajowe ogarnia szaleństwo szukania terrorystów
i potencjalnych zamachowców wśród własnym obywateli zastanawiam
się czy nie warto mówić o swojej replice „model”. Zwłaszcza
gdy nie wiadomo kto jeszcze słucha mojej rozmowy przez telefon ;-)
Zubek
Ps. Po raz kolejny zaznaczę, że moje
rozważania dotyczą, przede wszystkim, rekonstrukcji drugowojennej i
daleki jestem, wzorem zawodowych historyków i socjologów, wrzucaniu
do jednego worka „odtwórców” różnych epok z ich zupełnie
różnymi problemami.