Film ma oczywiście swoje gorsze
chwile, a o jego minusach można by napisać to i owo, ale... To jest
film! Film wojenny, a nie historyczny. Oczywiście dzieje się w
konkretnej rzeczywistości WW2, czasie i przestrzeni, ale nie
przedstawia żadnej konkretnej bitwy czy potyczki.
Film jest jednak filmem ze wszystkimi
przynależnymi mu minusami. Skrótami myślowymi i scenami
symbolicznymi. Szczególnie rekonstruktorzy historyczni powinni
zrozumieć konieczność „skrótów myślowych” i np. walki w
bliskiej odległości. Ale film ma swoje prawa i założę się, że
większość jego błędów merytorycznych bierze się z praw owych.
Wojna w „Furii” jest prawdziwa
także dlatego, że jest w niej stosunkowo mało samej walki, czasami
jest to niemal film drogi, bo czołgi jadą i jadą, a na dodatek
jest ich coraz mniej, bo podczas tej jazdy co rusz źli naziści
niszczą ten i ów, te akcje jednak są szybkie i znów wracamy do
jazdy...
Ja polubiłem ten film z powodu dwóch
wątków.
Po pierwsze okazuje się, że w filmie
o czołgach musi być zwierzę, raz jest to pies, a raz drugi jest
to... koń. Bo ja lubię „Furię” za to, że Amerykanie odkryli,
i tak ich to odkrycie zachwyciło, że wspominają o tym kilka razy i
pokazują to na obrazkach, że niemiecka armia jeździła i ciągała
się konno. Warto o tym pamiętać i od czasu do czasu pokazać, że
konie pełniły w tej armii bardzo ważną rolę. I „Furia” to
zauważa.
Po drugie polubiłem postać sierżanta
granego przez Pitta i jego stosunki z załogą. Są z sobą i walczą
od trzech lat i mimo że stanowią zgraną paczkę lubiącą m.in.
pikantne żarciki, nadal ich dowódca budzi w nich szacunek. Wg mnie
mistrzostwem jest scena przy stole gdzie sierżant "Wardaddy"
przy pomocy groźby, prośby i kompromisów podporządkowuje sobie
rozhulanych i pijanych żołnierzy.
Za co mógłbym ten film nie lubić?
Ze wspomnień pancerniaków wynika, że
większość czołgów wyeliminowanych z walki była po prostu
uszkodzona, zaś stosunek zniszczonych czołgów do zabitych
czołgistów wcale nie był proporcjonalny. Żołnierze ewakuowali
się ze swoich maszyn, by je naprawić lub „pobrać nowe z
magazynu”. Tymczasem towarzysze walki załogi „Furii” giną
wraz ze swoimi maszynami, wszyscy. Nie lubię.
Film polecam i z pewnością obejrzę
jeszcze jeden raz by wyłapać smaczki i posłuchać niezłej muzyki.
Zubek
Ps. Na koniec pozwolę sobie na uwagę.
W internecie pokazały się memy, ochoczo podejmowane przez
rekonstruktorów jednostek niemieckich, które mieszają historię z
rzeczywistością wirtualną filmu. Z nich możemy się dowiedzieć
jaki, ile i jakich, hitlerowski bohater natłukł czołgów i w
domyśle jaka jest jego przewaga nad bohaterem „Furii”. Panowie,
naprawdę musicie poprawiać sobie w ten sposób samopoczucie?
Przecież w końcu ci filmowi SS-mani owego sierżanta i prawie całą
załogę utłukli!
Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz