Wszystkim
moim szanownym czytelnikom winien jestem odpowiedź
na wiele głosów i komentarzy pod moim felietonem o
niezrozumieniu rekonstrukcji hitlerowców. Muszę przyznać, że
chciałem odczekać chwilę, gdy gorące głowy ostygną, a ja sam,
po niektórych komentarzach, złapię oddech i równowagę (pełen
zrozumienia i tolerancji). Czas
ten nadszedł z chwilą gdy mądrą i rzeczową dyskusję
podjął Grzegorz Antoszek zwany Mołdawem, którego tekst będzie
dla mnie podstawą do odpowiedzi. Z góry przepraszam, Mołdawa, że
nie potraktuję odpowiedzi bardziej personalnie i że nie przyjmę
konwencji „Proszę Pana”, ale jako kolega rekonstruktor pozwolę
sobie przejść na Ty, co i
Jemu proponuję
(jako prawdopodobnie starszy).
Na
początku muszę się odnieść do pełnego niezrozumienia moich
intencji przez część czytelników.
Jeden mój znajomy mówi, że
to moja wina, bo tekst zbyt inteligentny, ale ja tak nie uważam, po
prostu zbyt słabo zaznaczyłem, że NIE nienawidzę rekonstruktorów
jednostek niemieckich rzeszy
z numerem trzy. Z góry przepraszam za duże litery, ale kilku moim
znajomym rekonstruktorom musiałem tłumaczyć, że nie nienawidzę
ich personalnie. Tym razem nie chcę pozostawić żadnych
wątpliwości.
Należę
do grona ludzi, która potrafi, nie rozumiejąc nawet do końca
ludzkich intencji, oceniać ludzi raczej po ich działaniach, słowach
itp. Pozwalam im robić to co
robią, zostawiam sobie ocenę gdy ich działanie nie czyni szkody
innym, a w naszym wypadku także historii. Wiedzą o tym
dobrze moi koledzy ze stowarzyszenia odtwarzający postacie FJ-otów.
Co nie przeczy temu, że gdy mam wątpliwości i czegoś nie rozumiem
pytam i dociekam, protestuję gdy coś mnie uwiera. Stąd felieton i
rekofelietony jako takie.
Druga
ważna uwaga dotyczy sprawy, ślady której można znaleźć także w
tekstach Mołdawa. Armię hitlerowską i czerwoną traktuję
podobnie.Odnoszę się przede wszystkim (choć nie tylko odniesienia
do tej drugiej armii można znaleźć w felietonie) do Niemców
dlatego, że jako rekonstruktor aliancki rzadko spotykam się z
rekonstruktorami Armii Czerwonej.
Wracam
do tekstu Mołdawa, na który odpowiem, starając się w ten sposób
odpowiedzieć wszystkim komentatorom z bloga, Facebooka i kilku
forów, którzy mojemu felietonowi poświęcili swój czas i uwagę
(odpowiedź Mołdawa znajdziecie w częściach pod poprzednim
felietonem).
Na
początku pozwolę sobie dokładnie odpowiedzieć na konkretny
cytat:
„pozwolę sobie wyrazić swój sprzeciw wobec oczerniania rekonstruktorów strony niemieckiej. Uważam, że Pańskie podejście jest stronnicze i nieprzemyślane, a ponadto podszyte nie do końca przeze mnie zrozumiałymi uprzedzeniami”.
„pozwolę sobie wyrazić swój sprzeciw wobec oczerniania rekonstruktorów strony niemieckiej. Uważam, że Pańskie podejście jest stronnicze i nieprzemyślane, a ponadto podszyte nie do końca przeze mnie zrozumiałymi uprzedzeniami”.
Ani
moją intencją nie było, ani w felietonie nie można znaleźć
elementów oczerniania kogokolwiek. Oczywiście, że moje
podejście jest stronnicze - taka jest bowiem formuła felietonu.
Przypisanie zaś mi nieprzemyślenia sprawy zakrawa na... oczernianie
(to oczywisty mój żart, oczywiście). Może racją jest to, że
jestem uprzedzony, ale moje uprzedzenie tłumaczę tym, że należę
do obywateli kraju, który w wojnie wywołanej przez
Niemców/Hitlerowców stracił 6 mln obywateli i niepodległość na
50 lat!
Do
rzeczy.
Kolejną
rzeczą, którą Mołdaw zdajesz się poruszać szczególnie, jest
rozróżnienie dobrego WH i złej SS (tu się przynajmniej zgadzamy).
Wg mnie Wermacht nie był armią apolityczną, to dzięki armii Adolf
Hitler tak naprawdę doszedł do władzy. To dowódcy armii
zaproponowali przyjęcie symboliki nazistowskiej i przysięgi na
wierność przywódcy nazistowskiego państwa. To armia była głównym
narzędziem polityki Hitlera i dokonywała pierwszych zbrodni
wojennych. Kolejnych również, także poprzez pomoc i bierne
przyglądanie się zbrodniom SS i oddziałów paramilitarnych.
Dlatego właśnie pozwalam sobie na nazywanie odtwarzanych przez
rekonstruktorów jednostek niemieckich postaci – Hitlerowcami.
Stanowisko, które prezentujesz powoduje, że
część młodszych rekonstruktorów pozwala sobie na
niezauważanie tej niewygodnej
historii ich postaci. Dodatkowo jest ono bliskie powojennej
tendencji do zrzucania całej odpowiedzialności na SS, która, całe
szczęście została zweryfikowana przez wielu historyków.
Jako
przykład proponuję historię: na jednej z grup facebookowych, na
której rekonstruktorzy prezentują postaci historyczne,
zaprezentowano postać banderowca. Jeden z uczestników dyskusji
zaprotestował przeciwko
odtwarzaniu tej postaci, tymczasem, gdy zadałem sobie
trud by to sprawdzić, okazało się, że ów rekonstruktor kilka dni
wcześniej „polubił”, bez zastrzeżeń, postać dirlewangerowca.
Nie chcąc doszukiwać się głębszych intencji tłumaczę to sobie
tak – zbrodnie banderowców są na porządku medialnym, by znać
zbrodnie dirlewangerowców trzeba trochę liznąć historii, a nie
skupiać się tylko na zdjęciach.
Ważne
– nigdzie nie nazywam odtwórców Hitlerowcami, tak jak nie
przychodzi mi do głowy nazywać siebie Kanadyjczykiem, ale nadal
będę tak nazywał odtwarzane przez nich postacie.
Mołdaw, dziękuję za dobre słowo dotyczące mojej amatorskiej klasyfikacji intencji rekonstruktorów niemieckich. Podobnie tak jak Ty pozwolę sobie skomentować Twoje komentarze ;-) (wiem, ze w poważnym tekście nie powinno być emotikonów, ale czasami warto dopełnić wyraźną intencję zdania – dla powszechnego zrozumienia).
Mołdaw, dziękuję za dobre słowo dotyczące mojej amatorskiej klasyfikacji intencji rekonstruktorów niemieckich. Podobnie tak jak Ty pozwolę sobie skomentować Twoje komentarze ;-) (wiem, ze w poważnym tekście nie powinno być emotikonów, ale czasami warto dopełnić wyraźną intencję zdania – dla powszechnego zrozumienia).
Rzeczywiście
grup odtwarzających armię niemiecką, w porównaniu z innymi razem
wziętymi jest dość równo.
Gdy jednak porównamy ilość grup „niemieckich” do
jakiejkolwiek innej, konkretnej nacji, czy armii to już proporcja
nie jest tak oczywista. Może „wrześniowcy” polscy?
To
prawda nie mam żalu do Finów, Rumunów, Włochów itp. za drugą
wojnę światową (właściwiej byłoby napisać o „mniejszym
żalu”, bo jednak byli sojusznikami Hitlera), ale to może dlatego,
że żadna z tych nacji nie miała na celu zniewolenia Polski i
Polaków, nie zbudowała na terenie mojego kraju obozów
koncentracyjnych by przemysłowo mordować jego obywateli i nie
tylko.
Kluczowe
dla mojego „niezrozumienia” jest właśnie to, że wg mnie wybór
pomiędzy postacią Polaka, Kanadyjczyka, Amerykanina, a Niemca czy
żołnierza Armii Czerwonej nie jest tak prosty jak między
„pączkiem, czy ciastem”. Wiele powyższych zdań tłumaczy
różnicę.
A
z altruizmu, jako argumentu usprawiedliwiającego rekonstrukcję
żołnierzy hitlerowskich, zawsze się będę śmiał. Dlaczego? Bo
jest to argument nieprawdziwy i tak go będę pojmował dopóki nie
znajdzie się choć jeden rekonstruktor, który szczerze (nie z
przekory) powie mi, że wydaje tysiące złotych tylko dlatego żeby
moi koledzy mieli z kim walczyć na inscenizacjach.
Jeśli zadajesz pytanie o rekonstruowanie zdrajców Polski, a samo pytanie może zdradzać Twoje poglądy, to tym bardziej mogę nie rozumieć Twojej obrony rekonstruktorów „niemieckich”. Choć nie, przecież Niemcy nie zdradzili Polski! ;-)
Jeśli zadajesz pytanie o rekonstruowanie zdrajców Polski, a samo pytanie może zdradzać Twoje poglądy, to tym bardziej mogę nie rozumieć Twojej obrony rekonstruktorów „niemieckich”. Choć nie, przecież Niemcy nie zdradzili Polski! ;-)
„I
czemu Pan rekonstruuje sylwetkę kapłana? Bo brzydzi się Pan
zabijania?”.
Nie
rozumiem intencji pytania, ale mogę na nie odpowiedzieć. Jestem już
starszym człowiekiem, do tego grubym, a moja grupa odtwarza
spadochroniarzy. Wydawało mi się, że postać kapelana, pełniącego
również funkcję sanitariusza, będzie mniej karykaturalna niż np.
strzelca spadochronowego. Dodatkową motywacją, choć przyznaję przyszła później,
jest historia i rola kapelanów, absolutnie nie do przecenienia. No i
w życiu wystrzeliłem już swoje.
„2. Wielbiciele techniki i ładnych uniformów”.
Sam przyznajesz, że wybór i preferencje co do „urody” narzędzi zabijania i jakości, czy uniformów są bardzo osobiste. Też tak uważam, nie można obarczać narzędzi wojny sprawianymi przez ich użytkowników czynami. Nie będę dyskutował o wyższości tego czołgu nad tamtym, czy historii tego czy tamtego karabinu. Podziwiam kolekcjonerów, którzy zbierają różne rodzaje uzbrojenia i muzea, w których można znaleźć broń wszystkich stron konfliktu.
„2. Wielbiciele techniki i ładnych uniformów”.
Sam przyznajesz, że wybór i preferencje co do „urody” narzędzi zabijania i jakości, czy uniformów są bardzo osobiste. Też tak uważam, nie można obarczać narzędzi wojny sprawianymi przez ich użytkowników czynami. Nie będę dyskutował o wyższości tego czołgu nad tamtym, czy historii tego czy tamtego karabinu. Podziwiam kolekcjonerów, którzy zbierają różne rodzaje uzbrojenia i muzea, w których można znaleźć broń wszystkich stron konfliktu.
Moją
intencją było jednak spojrzenie nie na broń, a na jedną z
motywacji odtwarzania żołnierzy hitlerowskich. Wg mnie
niezrozumiałe jest stwierdzenie - „będę odtwarzał Niemca, bo
mieli fajne mundury”, a wierz mi kilkakrotnie ten argument padał
jako pierwszy. Naprawdę, przy całym ciężarze historii, która
związana jest z armią III Rzeszy, argument ten wydaje mi się
potwornie miałki i niezgodny z ideą rekonstrukcji historycznej.
Stąd później bierze się rekonstrukcja oparta na zdjęciach a nie
na książkach, no chyba że owe zawierają obrazki, co wg mnie jest
jednym z największych grzechów rekonstrukcji (także po stronie
alianckiej).
„...Słów
"że gdyby ta broń była doskonalsza, to wielu Polaków nie
byłoby dzisiaj na świecie..." po porostu nie będę
komentował. Są infantylne i nie pasują do obrazu człowieka
dorosłego i niewątpliwie inteligentnego”.
Drobna
uwaga osobista: jeśli twierdzisz, że nie będziesz komentował, to
postaraj się, żeby już następne zdanie nie było komentarzem. Do
owego komentarza – czyżby to komentowane zdanie nie było
prawdziwe? Naprawdę przecież jest tak, że gdyby Hitlerowcom wyszło
kilka wynalazków, to wojna skończyłaby się inaczej - wszystko
wskazuje na to że, co ciekawe,
jeszcze gorzej dla Polski.
„3. Zwykli żołnierze”
Jednym z argumentów podnoszonych przez rekonstruktorów niemieckich, przyznam że to mój ulubiony, jest ów, że „Alianci też mordowali”. Jeden z internautów wykazał się nawet zdumiewająco szczegółową listą owych zbrodni. Zgadza się, ale proponuję, nie usprawiedliwiając owych okrutnych naruszeń prawa, rozróżnić rozstrzelanie SS-manów z załogi wyzwolonego obozu koncentracyjnego, jeńców pojmanych w potyczce, w której zabito „naszych” żołnierzy, od masowej eksterminacji ludności cywilnej, planowanemu wyludnianiu terenów zajętych przez armię, stosowaniu odpowiedzialności zbiorowej za ataki podziemia. Ja widzę różnicę. Aż zanadto wyraźną.
„3. Zwykli żołnierze”
Jednym z argumentów podnoszonych przez rekonstruktorów niemieckich, przyznam że to mój ulubiony, jest ów, że „Alianci też mordowali”. Jeden z internautów wykazał się nawet zdumiewająco szczegółową listą owych zbrodni. Zgadza się, ale proponuję, nie usprawiedliwiając owych okrutnych naruszeń prawa, rozróżnić rozstrzelanie SS-manów z załogi wyzwolonego obozu koncentracyjnego, jeńców pojmanych w potyczce, w której zabito „naszych” żołnierzy, od masowej eksterminacji ludności cywilnej, planowanemu wyludnianiu terenów zajętych przez armię, stosowaniu odpowiedzialności zbiorowej za ataki podziemia. Ja widzę różnicę. Aż zanadto wyraźną.
Jedyną
rysę na owej różnicy są wspomniane dywanowe naloty na niemieckie
miasta. Absolutnie terrorystyczne, także w mojej ocenie, w drugim
okresie wojny.
„4.
Historycy”
Chciałbym
wyraźnie czuć refleksję wobec odtwarzanych żołnierzy
niemieckich, która pozwoliłaby mi uwierzyć, że owe „utożsamianie
się” z odtwarzanymi żołnierzami nie idzie za daleko. Pozwolę
sobie do tego wrócić pod tekstem, żeby nie mieszać w naszej
dyskusji.
„Piwo
w mundurze”
Nigdzie
w moim tekście nie znalazłem nawet fragmentu, który negował by
noszenie munduru niemieckiego na dioramie czy na terenie inscenizacji
po jej trwaniu. Wg mnie podstawowym celem rekonstrukcji historycznej
jest jej rola edukacyjna. Jesteśmy takimi „ruchomymi muzeami” i
temu służą inscenizacje i dioramy. To oczywiste, że ktoś będący
częścią dioramy jest jej... częścią. Kłopot rodzi się wtedy
gdy ów rekonstruktor ma do powiedzenia tyle co kot napłakał, czyli
niewiele więcej niż o swoim mundurze i broni. Źle, gdy jest to
rekonstruktor „aliancki”, ale gdy jest to rekonstruktor
„niemiecki”, to wg mnie grzech (pozwalam sobie na to słowo jako
rekonstruktor kapelana ;-)) śmiertelny.
A
radosne piwko w mundurze SS-mana poza terenem inscenizacji, gdzieś w
miasteczku w kawiarni to zawsze wygląda na prowokację i
bezmyślność. Do tych, którym wydaje się, że nie wiem jak jest w
Łabiszynie – wiem, że na sobotę całe miasteczko zostaje areną
inscenizacji i rekonstrukcji, tam naprawdę panują inne prawa. Wiem
także, że np. Strefa Militarna w Podrzeczu w regulaminie umieściła
zakaz wychodzenia w umundurowaniu sygnowanym znakami nazistowskimi
poza teren Zlotu.
„Uważam, że nie odpowiedział Pan
na pytanie postawione w tytule. Zostawił Pan kwestię
niedopowiedzianą, na końcu posługując się ponownie argumentem
emocjonalnym”.
Są
pytania, na które nie trzeba odpowiedzi, ale na to tytułowe akurat
padła.
Oczywiście
mogą one nie być łatwe, w związku z tym pozwolę sobie na
streszczenie:
- Dlatego, że argument o altruizmie wydaje mi się nieprawdziwy;
- argument o fascynacji mundurem i sprzętem wydaje mi się błahy w porównaniu z ciężarem historii;
- argument o odtwarzaniu „zwykłych żołnierzy”, mimo że najbardziej trafny, podobnie jak ten z fascynacją nie jest zbyt silny, tym bardziej, że nawiązuje do tłumaczeń hitlerowskich po wojnie;
- padający argument, bardzo częsty w odpowiedziach na Facebooku, „a Alianci też mordowali”, przy całej swojej prawdziwości, jako odpowiedź na pytanie „dlaczego?” jest... nierozsądny.
Twój
kolejny ważny argument - nie, nie znamy różnych relacji, też znam
te historie gdy świadkowie historii dziękują
rekonstruktorom jednostek niemieckich. Sam byłem świadkiem paru
takich spotkań. Weterani różnych stron spotykają się ze sobą i
przyjaźnią. Jednak różnica między nami a nimi jest taka, że Oni
mają prawo wybaczać swoim przeciwnikom, czy dawnym wrogom, my
powinniśmy patrzeć szerzej i oceniać nie tylko dzielnego kapitana
Millera, a niemiecką armię. A podziw dla jej sprawności i
dzielności nie może nam wypaczać oceny, bo rekonstrukcja
historyczna to nie tylko modelarstwo w skali 1:1, ale przede
wszystkim edukacja i odtwarzanie historii.
Argument
o tym, że źle oceniają rekonstrukcję Niemców ludzie wychowani w
PRL, poddani indoktrynacji sowieckiej może spowodować, że mój
przyjaciel Globus (zły brat) może dać Ci w mordę (żart, no i powinno być łagodniej "w twarz", ale przyznasz, że co morda to morda).
Mołdaw:
ja nie neguję rekonstrukcji jednostek niemieckich i potrafię
znaleźć rozsądne odpowiedzi na swoje własne pytanie. Zobacz
jednak jak na owo pytanie
odpowiedzieli członkowie społeczności internetowo –
rekonstrukcyjnej, ile było próby rzeczowej odpowiedzi na stawiane
tezy, a ile zacietrzewienia, błahych i miałkich argumentów, ile
pokazania słabej znajomości historii. O ile te cechy można znaleźć
u wszystkich rekonstruktorów, o tyle u rekonstruktorów
„trudniejszych” tematów „ciemnej strony mocy” można
oczekiwać większej refleksji i znajomości historii.
Bardzo
Ci dziękuję za wyczerpującą wypowiedź i mam nadzieję, że
powyższy tekst stanowi w miarę
pełną odpowiedź. Jednak proponuję naszą ew. dyskusję
przenieść o poziom wyżej i byś swoją ew. polemikę próbował
napisać tak, by nie punktować kolejnych sformułowań, co
niniejszym również obiecuję.
Zubek
Ps
1. Trochę wyrzucone za nawias tekstu, ale ważne przeprosiny dla
tych, którym trudno czytało się powyższe zdania oparte na tekście
Mołdawa. Czasami pewnie wymagało to spojrzenia na jego odpowiedzi
na mój poprzedni felieton. Przepraszam, ale taka forma była dla
mnie łatwiejsza.
Ps
2. Dopiero teraz pomyślałem, że Mołdaw mogłeś poczuć się
urażony narzuconą formą „tykania”, bądź pewny pełnego
szacunku jakim Cię darzę, a forma taka wydawała mi się prostsza.
Wydaje mi się także, że w tym
małym świadku rekonstrukcyjnym się znamy.
Ps
3. Tym którzy dopatrują się w moich przemyśleniach i
wątpliwościach drugiego dna i ukrytych intencji oświadczam co
następuje: nazywam się Arkadiusz Bojarun (zwany Buncolem lub
Zubkiem) i podawane w moim blogu przemyślenia, wnioski itd. stanowią
moje własne myśli wynikające m.in. z wielu rozmów prowadzonych z
ludźmi. Jeśli przedstawiam zdania innych osób, czynię to wyraźnie
cytując ich z nazwiska lub podając jako konkretne osoby (znajomych,
rekonstruktorów, przyjaciół) gdy nie mam zgody na ujawnienie ich
tożsamości. Nie mam żadnych ukrytych intencji, nie chcę nikogo
specjalnie pognębić, ani dotknąć. Jeśli ktoś czuje się urażony
konkretnymi sformułowaniami z chęcią podejmę polemikę, gdy
trzeba przeproszę.
Tym,
którzy uważają, że moje publikacje są złe, szkodliwe itp.
informuje, że nie można odpowiedzialnością za nie obarczać np.
moich kolegów ze stowarzyszenia, chyba, że stosujemy
odpowiedzialność zbiorową, podobnie jak opisywane reżimy ;-)
I
na koniec - lubię „hejterów” i nie mam nic przeciwko nim, pod
warunkiem, że nie zabijają rzeczowej dyskusji. Lubię gdy konkretne
„hejty” pozwalają mi poznać z zupełnie innej strony kolegów
rekonstruktorów.
Ps
4. Ważne i na poważnie. Znów specjalnie wyrzucone za margines
właściwego tekstu. Gdy pisałem pierwszy felieton przed oczami
stawała mi czasami konkretna grupa odtwarzająca SS, która w swych
działaniach rekonstrukcyjnych szła stanowczo za
daleko. Ich utożsamianie się z odtwarzanymi postaciami stało się
zbyt głębokie i nie jest to tylko moje zdanie. Ale nie
chciałem pisać o tym konkretnym przypadku, choć bez wątpienia
byłby to dobry argument. Jednak tylko jeden.
Gdy
jednemu z moich rekonstrukcyjnych towarzyszy, którego nigdy nie
widziałem w innym niż niemiecki mundurze, powiedziałem „przecież
wiesz, że jest taka grupa, która w utożsamianiu się idzie za
daleko”, odparł, że zna co najmniej takie dwie. A to pozwala mi
zadać pytanie: Drodzy Panowie rekonstruktorzy czy naprawdę nie
znacie takich naszych kolegów, którzy przy odtwarzaniu żołnierzy
niemieckich III Rzeszy idą o krok, lub nawet parę kroków za
daleko? Czy nie uważacie, że tolerowanie takich przypadków może
spowodować poważne kłopoty dla całego ruchu rekonstrukcyjnego?
z.
Zdjęcie: bez zdjęcia, bo teraz to już boję się, że umieszczenie czyjegoś wizerunku pod takim "oszczerczym" felietonem może urazić uczucia nawet dobrego znajomego.
Na początku chciałbym podziękować za rzeczową odpowiedź i chęć podjęcia polemiki Zanim przejdę do merytorycznej część tekstu chciałbym przeprosić za zgryźliwe fragmenty mojej poprzedniej wypowiedzi, które mogły zostać odebrane jako napastliwe lub krzywdzące. Pozwolę sobie przyjąć metodę odpowiadania symultanicznego, więc zainteresowanym polecam lekturę obu tekstów w mniej więcej jednym czasie.
OdpowiedzUsuńW to, że nie żywisz nienawiści do rekonstruktorów wojsk niemieckich nie wątpiłem. Za to niewątpliwie odczuwasz niechęć do rekonstrukcji niemieckiej jako takiej. Z tego, co zrozumiałem po przeczytaniu Twojej odpowiedzi, uważasz, że niespecjalnie wypada odtwarzać tę stronę barykady w kraju, który stracił kilka milionów obywateli przez terror niemiecki. Zgodzę się z Tobą co do tego, że jest to trudne, ale uważam jednak, że konieczne, o czym już wspominałem w poprzednim tekście i zostanie niewątpliwie wspomniane również w tym.
Rozumiem casus Armii Czerwonej. Uważam sprawę za wyjaśnioną i nie będę do niej wracał uznając, że stawiasz WH i SS na jednym poziomie z RKKA, ale z powodu tego, że Alianci nie starli się z Sowietami masz doświadczenia przede wszystkim z odtwórcami strony niemieckiej. Ciekaw jestem jednak, co sądzisz o nich i ich zapatrywaniach.
Owszem, oczerniania wprost nie ma. Jest za to sporo wynikających z kontekstu ciosów (inaczej by mnie to nie poruszyło, podobnie jak wiele osób, które odpowiedziały na Twój felieton). Takim samym ciosem (chyba nazywa się to działaniem podprogowym) jest to: „ale moje uprzedzenie tłumaczę tym, że należę do obywateli kraju, który w wojnie wywołanej przez Niemców/Hitlerowców stracił 6 mln obywateli i niepodległość na 50 lat!”. Nie chcę zostać źle zrozumiany – jako historyk doskonale dostrzegam to, o czym tu piszesz, że wojna wywołana przez Niemcy (choć niektórzy chcą też obwiniać nasze naiwne władze i Anglię (Cat-Mackiewicz), a także ZSRR (Suworow)) spowodowała miliony ofiar i uzależnienie Polski od ZSRR. Jednak, znów jako historyk, nie mogę zgodzić się na tak jednostronne postrzeganie historii – z żalem (niszcząc swoje młodzieńcze marzenia!) przyznaję, że historia nie jest czarno-biała – Anglicy nie są jednoznacznie dobrzy (Mers-el-Kebir, sprzedanie Europy Środowo-Wschodniej Sowietom, ochrona części niemieckich naukowców), Niemcy nie są jednoznacznie źli (być może (teoria Suworowa) uderzenie na ZSRR ocaliło świat od panowania komunistów?). Nie chcąc być hipokrytą muszę się przyznać również, że mam swoje uprzedzenia względem Niemców, Rosjan, Czechów, Litwinów i Ukraińców, także wynikające z bolesnej historii (również rodzinnej). Jednak staram się, by nie wpływały one decydująco na ocenę współczesności, choć pewien wpływ, nie ukrywam, mają. Tym bardziej nie mogę dopuścić, by wpływały na ocenę tego czy innego odłamu rekonstrukcji.
Być może nie uściśliłem tego – WH nie jest „dobry” - jest tylko mniejszym złem, niż SS. Zgadzamy się co do tego, że służyły straszliwemu systemowi, jednak zasadnicza różnica polega na tym, że do WH następował pobór (w związku z czym jest to formacja bardziej apolityczna), a SS było formowane z ochotników (czyli osób jawnie popierających reżim). Niestety nie mogę zgodzić się z twierdzeniem, że to dzięki armii Hitler doszedł do władzy – wedle mojej wiedzy zdobył ją w demokratycznych wyborach. To, jak później ją umocnił (stan wyjątkowy) to odrębne zagadnienie. Zgodzę się z tym, że to generalicja zaproponowała składanie przysięgi na wierność Wodzowi Adolfowi Hitlerowi (tytuł przysługujący mu po połączeniu urzędu Kanclerza z urzędem Prezydenta). Potrzebne jest tu jednak kilka wyjaśnień. Przede wszystkim - Hitler przed wojną nie był zbrodniarzem. W latach 1933-1935 był wielkim mężem stanu, który podniósł Niemcy z ruiny. Był poważany i szanowany przez cały świat – Magazyn Time wybrał go na człowieka roku w 1938 r. (człowiekiem 1939 r. był Stalin (sic!)). Wiem, że jest to trudne, ale patrząc na poszczególne okresy historyczne nie możemy używać soczewek współczesności. Przykład Hitlera jest doskonały – patrząc na jego dokonania przed wojną nie można patrzeć na niego jako na zbrodniarza, bo w latach trzydziestych jeszcze nim nie był. Nie oznacza to, że admiruję Adolfa, o nie!, ale wykorzystując wiedzę i warsztat muszę, jako historyk, rozróżniać takie subtelności. Jeśli kwestia wodzostwa została wyjaśniona, to przejdę do samej przysięgi z 1934 r. Wprowadzono ją na wniosek generalicji, by w ten sposób nawiązać do przysięgi na Cesarza Rzeszy Niemieckiej. Uważano, że przysięga składana konkretnej osobie będzie miała większe znaczenie i będzie bardziej wiążąca od tej składanej Republice Weimarskiej. Wniosek jest więc jeden – wymienienie Adolfa Hitlera w przysiędze, niezależnie od poglądów poszczególnych oficerów, nie było czynem o znamionach nazistowskich. Podobnie, jak wprowadzenie symboliki swastyk – taki symbol wprowadzono dla całego państwa, więc musiały go używać także siły zbrojne. Jest to analogiczne do naszego Orła w Koronie, który został wprowadzony po przemianach 1989 r. w miejsce Orła PRL wz. 1952 – po przyjęciu oznaczenia państwowego w tej formie, musiały się go niego dostosować także siły zbrojne.
UsuńNie sposób się nie zgodzić z tym, że WH było głównym narzędziem polityki Hitlera. Podobnie, jak US Army jest głównym narzędziem polityki USA, Armia Jej Królewskiej Mości (z naciskiem na Flotę Jej Królewskiej Mości) jest głównym elementem nacisku Wielkiej Brytanii, a także armie każdego innego państwa. Owszem, istnieją i istniały mechanizmy nacisku politycznego i gospodarczego, jednak to armia jest głównym narzędziem polityki międzynarodowej, bo jest narzędziem, rzecz można, ostatecznym. Nie jest ważne, kto byłby u władzy w Niemczech – jeśli miałoby dojść do wojny, to czy Hitler, czy X, czy Y – użyliby tej armii w takim samym celu – wygrania celów politycznych. Nie zaprzeczę zbrodniom wojennym na jeńcach i cywilach, co więcej – przypominam o nich zawsze, gdy jest ku temu okazja. Owszem, WH dokonywał zbrodni jako pierwszy, bo też pierwszy wkroczył do walki i wykorzystał taką formę działań (hańbiącą i niegodną), lub takie formy zabezpieczał osłaniając SS i formacje paramilitarne. Nie sądzę jednak, by pamięć o tym pozwalała na nazywanie rekonstruktorów hitlerowcami. Hitlerowiec, podobnie jak leninista, maoista, piłsudczyk – to wyznawca ideologii, świadomy i przekonany o słuszności swych racji. Rekonstruktor może odtwarzać postacie mające ww. poglądy, jednak krzywdzące jest przypisywanie mu łatki. Dlatego niezmiernie istotna jest rola starszych stażem rekonstruktorów niemieckich – ich postawa i uświadamianie nowych pozwoli na uniknięcie tego „niezauważania niewygodnej historii WH i SS”, o jakim piszesz. Wielka jest także rola dyskusji takich, jak nasza – budują one bazę pojęciową i doprecyzowują ją, uczciwe stawiając sprawę gdy mowa o rzeczach „śliskich”.
Przywołany przykład ciężko jest mi wytłumaczyć. Nie wiem kto protestował, nie znam jego wiedzy i motywów. Nie chcę nawet próbować wyjaśniać. Być może masz rację pisząc, że to przez poziom nagłośnienia sprawy. Temat, niestety, muszę pozostawić otwarty.
UsuńTo naturalne, że nazywamy się w rekonstrukcji Kanadyjczykami, Niemcami, Sowietami, Kangurami (pozdrawiam serdecznie!) etc., bo jest uproszczenie, skrót myślowy. Jednak o ile nazywanie rekonstruktorów od narodów, których armie rekonstruują jest neutralne, o tyle nazywanie kogoś hitlerowcem, komunistą etc. jest krzywdzące. Jeśli jednak zaznaczysz, że mówisz nie o rekonstruktorze, a rekonstruowanej postaci, to zgodzę się, ale z zastrzeżeniem, że nie każdy Niemiec był nazistą (wyjątek stanowi tu, z powodów opisanych powyżej, SS), nie każdy Krasnoarmiejec był komunistą, nie każdy Francuz i Włoch tchórzami. Cieszę się, że mamy tu podobny pogląd.
Przyznam się, że polemika z Tobą zainspirowała mnie do podjęcia badań ruchu rekonstrukcyjnego, które mają doprowadzić do zrozumienia licznych kwestii. Pozwolisz, że posłużę się Twoją klasyfikacją? Uważam, że jest bardzo dobra już w swej pierwotnej wersji. Myślę, że po konsultacji z psychologami i socjologami będę mógł ją nieco poszerzyć, a nasze domniemania sprawdzą się po otrzymaniu miarodajnych wyników ankiet.
Przejdźmy więc do komentowania komentarzy do komentarzy
1. Altruiści
Na tę chwilę nie umiem powiedzieć z całą pewnością, czemu grup niemieckich jest więcej, niż alianckich (z wyłączeniem Września ’39). Przypuszczam jedynie, że wpływ na to ma połączenie czynników fascynacji elegancją munduru, techniką i taktyką. Argument o zwykłych żołnierzach i historykach można dopasować do każdej armii. Być może gra tu rolę także przekora, oraz chęć pokazania, że jest się zdystansowanym do historii. Polityki bardzo nie chciałbym mieszać w nasze rozważania. Osobiście uważam, że niemieckich GRH jest zbyt dużo, a przez to tracą one znacząco na poziomie.
Niezrozumienie decyzji innych osób, szczególnie tych, które godzą w przyjęte przez nas zasady jest powszechne. Zdrową pozycję akceptacji takich zachowań (bez przyklaskiwania im!) nazywamy tolerancją. Mam wrażenie, że pomimo braku zrozumienia dla powodów kierujących rekonstruktorami WH/SS tolerujesz ich i w pewien sposób wykorzystujesz na inscenizacjach (jeśli się nie mylę odegrałeś na rynku łabiszyńskim (wzruszającą!) scenę ostatniej posługi dla umierającego grenadiera pancernego. Chyba ostatnio opublikowałem to zdjęcie na Mołdaw Reenacting Photography).
Moje preferencje polityczne pozostawię dla siebie, ale wyjaśnię czemu zadałem pytanie o „rekonstruowanie alianckich zdrajców Polski”. Miało ono być wbiciem kija w mrowisko i stanowić asumpt do dyskusji na temat tego, co czują rekonstruktorzy w stosunku do tego, jak manipulowali Polską Alianci. (Ach, i Niemcy zdradzili Polskę – zerwali przecież pakt o nieagresji.)
Pytanie o to, czemu odtwarzasz kapelana miało także wywołać pewnego rodzaju poruszenie. Wybacz, jeśli zadałem je w sposób obraźliwy. Chciałem poznać powody, czemu to robisz, czemu akurat kapelan, a nie starszy oficer. Ze swojej strony mogę pogratulować dystansu do siebie i dążenia do znalezienia swojej niszy w rekonstrukcji. Uważam, że postać odgrywana przez Ciebie jest ważna i potrzebna, że ciekawie uzupełnia pole walki o element cywilizowany i w pewien sposób uduchowiony (nie, nie jestem na kurtuazyjnie miły, naprawdę tak uważam).
cz. 3., cdn
2. Wielbiciele techniki i ładnych uniformów
UsuńArgument o „odtwarzaniu Niemców, bo mieli fajne mundury” chciałbym uważać za przejaw dystansu do historii. Żyjemy w czasach, gdy do wszystkiego należy mieć dystans, w czasach bez sacrum i profanum (niestety), gdzie punkt widzenia może zmieniać się z minuty na minutę. W takich warunkach nawet pamięć w pewien sposób jest „szybsza”. Chodzi mi o to, że pamięć o wojnie istnieje, ale masowość i szybkość komunikacji doprowadzają do tego, że wszystko toczy się szybciej, więc i przystosowanie pamięci historycznej, jej „przetrawienie”, bliźnienie ran itd. odbywają się szybciej. Nie mogę powiedzieć, że cieszy mnie to czy smuci – będąc uczestnikiem społeczeństwa i cywilizacji XXI wieku jestem na to skazany i chcąc nie chcąc muszę w tym żyć.
Myślę, że czas na wyjaśnienie, kim jest – lub kim powinien być – rekonstruktor. To osoba, która odtwarza historię na podstawie posiadanych i zdobywanych faktów i danych. Innymi słowy jest to człowiek, który odtwarza sylwetkę w skali 1:1 z zachowaniem wszelkich szczegółów, dbając o prawdę historyczną zarówno materialną (zgodność mundurowa) jak i niematerialną (krytycyzm historyczny). Dlatego tak szalenie ważne jest czytanie i oglądanie zdjęć i kronik. Mój wniosek jest więc taki, że – i choć części środowiska może wydać się to krzywdzące – ludzie noszący saperki BW, powojenne gimnastiorki, źle wykonane kopie szpeju innych armii nie są rekonstruktorami. Plasują się gdzieś pomiędzy aktorami, a animatorami żywej historii.
3. Zwykli żołnierze
Faktem jest, że zbrodnie wojenne zdarzały się Anglikom, Francuzom, Włochom, Amerykanom etc., a faktem bezspornym, że najczęściej popełniały je jednostki niemieckie i sowieckie. To nie ulega żadnym wątpliwościom, jest doskonale udokumentowane (problemem pozostaje tylko, kto był bardziej barbarzyński, ale to pytanie otwarte i każdy ma swoją prawdę). Ze swojej strony proponuję po prostu zrównać zbrodnie wojenne(rozstrzelania jeńców, naloty na miasta), a także straty cywilne będące wynikiem działań wojennych (ofiary walk w miastach, niecelnych bombardowań celów wojskowych) alianckie (w tym sowieckie) z niemieckimi. Są tak samo brutalne i bezsensowne, podyktowane płytką potrzebą natychmiastowego rewanżu, strachem itp. czynnikami psychicznymi. Niewątpliwie jednak nie można w żaden sposób usprawiedliwiać wysiedleni i deportacji, masowych egzekucji. To zbrodnie przeciwko ludzkości i tak należy je nazywać. Nie chcę zaprzeczać temu, że te drugie ciążą przede wszystkim na WH, SS, RKKA, NKWD, jednak podobne działania ze strony Aliantów (Francuskie zbrodnie we Włoszech) należy przypominać i potępiać z równą stanowczością. Nie bronię tu i nie atakuję żadnej ze stron, stwierdzam bolesne fakty i proponuję kompromisowe rozwiązanie problemu.
Jest jedno tylko usprawiedliwienie dla wysiedlenia ludności – przygotowanie do generalnej ofensywy w celu ochrony jej, tajemnicy wojskowej i oczyszczenia terenu dla działań. Jednak i tu można wskazać zasadnicze różnice – Niemcy przez Barbarossą przesiedlili cywili z obszaru 20 km od granicy z ZSRR, gdy w tym samym czasie Sowiety wysłały do Kazachstanu i na Syberię ludność z obszaru do 100 km od granicy. Z kolei tajne przygotowania do D-Day spowodowały straty ludności francuskiej wskutek niemożności jej ostrzeżenia (czy jest zbrodnią poświęcenie cywili na rzecz udanego ataku?).
cz. 4., cdn
4. Historycy
UsuńOsobiście odnoszę wrażenie, że pośród najlepszych grup w kraju dominuje ta motywacja. Wydaje się, że stają się one zgrupowaniami w pełni świadomych swojej roli i odpowiedzialności rekonstruktorów. Mam nadzieję, że prąd ten będzie obejmował coraz szersze kręgi rekonstruktorów, zarówno tych „złych” jak i często bezkrytycznych „dobrych”. Mam nadzieję, że istniejące i dopiero tworzone przez samo środowisko mechanizmy kontroli (nasza rozmowa jest jednym z elementów samokontroli ruchu rekonstrukcyjnego) pozwolą na naprostowanie lub wykluczenie poza nawias tych grup, które miast propagować prawdę historyczną, starają się propagować i usprawiedliwiać zbrodnie reżimów. Podobnie głęboko pragnę, by wykształciła się samokontrola „tych dobrych”, ponieważ wydaje się, że zbyt często są oni bezkrytycznie przekonani o tym, że stoją po właściwej stronie, która moralnie nie ma sobie nic do zarzucenia.
Ad. PS 2.
Jako osoba niewątpliwie młodsza nie chciałem przechodzić na formę „ty”, tym bardziej, że nie poznaliśmy się osobiście. Jeśli jednak zaproponowałeś „tykanie” czuję się usprawiedliwiony. Spotkaliśmy się na pewno, ale mogliśmy nie mieć okazji do rozmowy. Liczę, że przy następnej okazji znajdziemy kilka chwil na dyskusję :)
cz. 5., ostatnia.