Sekcja strzelecka

Sekcja strzelecka
Sekcja strzelców 1st CPB

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Znów do „hitlerowców”, czyli co powie Mołdaw

Trochę mi zeszło z odpowiedzią, ale okres przedświąteczny sprzyja refleksji co niniejszym czynię.

Cieszę się, że mnie trochę rozszyfrowałeś. Moim celem była prowokacja (mam nadzieję, że nasi czytelnicy nie poprzestaną na przeczytaniu tego zdania i pozwolą sobie na poświęcenie chwili na dalszą lekturę) i poruszenie refleksji w tej części ruchu rekonstrukcyjnego, która wymaga najwięcej „samokontroli ruchu rekonstrukcyjnego” jak to nazwałeś.

Używając słowa hitlerowiec, czasami nawet pisanego dużą literą (!), robiłem to specjalnie. Wydaje mi się, że po serii protestów, bardzo słusznych, gdy wypominano Niemcom, że chcą zrzucić wojnę na „hitlerowców”, odniosłem wrażenie, że część ruchu odtwarzającego Niemców robi odwrotnie - potrafi „zapomnieć”, że odtwarza żołnierzy Hitlera, a nie jakiś dobrotliwych Niemców. Zapomina, że odtwarza żołnierzy realizujących konkretną politykę konkretnej partii i jej wodza.

Zgodzę się z tym, że wśród rekonstruktorów jednostek niemieckich mamy sporo naprawdę łebskich ludzi, dla których historia, którą odtwarzają jest ważna we wszystkich jej aspektach. Niestety mam wrażenie, że przybywa również, także poprzez popularność tej rekonstrukcji, zupełnych historycznych tumanów, dla których liczy się tylko ładny mundur, STG, MG i „najlepsze na świecie czołgi WW2”.

Wg mnie odtwarzanie żołnierza niemieckiego czy radzieckiego nie jest tym samym co rekonstrukcja aliancka. Oczywiście przede wszystkim ze względu na zbrodnie ciążące nad owymi armiami, na zbrodnicze reżimy, które reprezentowali. Uważam, że w związku z tym możemy oczekiwać więcej od odtwarzających ich rekonstruktorów.

Żeby nie być gołosłownym posłużę się własnym przykładem. Odtwarzam postać kapelana i muszę pamiętać o tym, że gdy jestem w „swoim” mundurze wolno mi mniej. Bo bez względu na to czy jestem w inscenizacji, na dioramie, czy „na piwie” muszę pamiętać, że nie wszystko mi wolno. Nie powinienem np. przeklinać, być zbyt głośnym, opowiadać sprośnych żartów. Nie jestem prawdziwym wojskowym księdzem, ale muszę się zachowywać trochę jakbym nim był. Podobnie, wg mnie, jest z odtwórcami żołnierzy niemieckich. Dlatego nie podoba mi się chodzenie w mundurach niemieckich „na piwo”, bo owo piwo, zgodnie z „in vino veritas” ;-), wyciąga z ludzi różne reakcje. Nie tylko zresztą alkohol. W swojej, nie tak długiej przecież, karierze rekonstruktora zdarzyło mi się widzieć stojących w kółku rekonstruktorów w mundurach niemieckich, opowiadających dowcipy o Żydach, ciasteczka w kształcie swastyki, ludzi, którzy w dyskusji używali argumentu „ja, jako oficer SS”, quasinazistowskie toasty. Wszystkie takie momenty powodują, że zaczynam się bać o wizerunek całego ruchu rekonstrukcyjnego.

Zdaję sobie sprawę, że wg niektórych, czepiam się rekonstruowania Niemców, ale wydaje mi się, że przedstawiam także, w pewnym stopniu, bo przede wszystkim są to moje wątpliwości, głos tych, którzy nie rozumieją rekonstruktorów „niemieckich”. Jeden z moich kolegów zadał np. w komentarzu, pytanie „Ile jest w Niemczech grup odtwarzających wojsko polskie, skoro w Polsce jest tyle grup upamiętniających Niemców w czasie WW2?”.

Częścią dalszą dyskusji pod zdjęciem „banderowca” są stwierdzenia, że to temat „trudny i delikatny” i trzeba bardzo uważać przy jego odtwarzaniu. Pamiętasz ile emocji wzbudziła inscenizacja epizodu „rzezi na Wołyniu”? Była to chyba jedyna inscenizacja transmitowana na żywo w telewizji. Takich emocji nie wzbudzają nawet rekonstruktorzy jednostek SS, a przecież SS-mani wymordowali wielokroć więcej ludzi niż ukraińscy nacjonaliści. Wydaje się nawet, że łatwiej jest znaleźć np. w sieci, usprawiedliwienie czynów tych drugich niż głosy, które starałyby się znaleźć genezę zbrodni ukraińskich.

Zgadzam się, że prawdziwy historyk powinien do historii podchodzić z chłodnym „szkiełkiem i okiem”, bez emocji i stawiania się po jakiejkolwiek ze stron. Wiesz jednak, że jest to trudne nawet dla zawodowców, można znaleźć np. opracowania historyczne tak patriotyczne, że absolutnie zatracające obiektywizm. Tym trudniej jest wymagać takiego spojrzenia od amatorów historii. Ale trzeba to robić, choćby po to by nie traktować rekonstrukcji historycznej jak „zabawy w żołnierzyki w skali 1:1”.

Ci, którzy znają Stowarzyszenie Zachód 1944 wiedzą, że w naszych inscenizacjach i dioramach staramy się o zachowanie obiektywnego spojrzenia na obie strony konfliktu. Wielokrotnie we współtworzonych przez nas inscenizacjach dochodziło do negocjacji, wymiany rannych, scen opatrywania rannych stron przeciwnych. Oczywiście jest nam łatwiej, odtwarzamy front zachodni, gdzie do takich humanitarnych zachowań dochodziło znacznie częściej.

Z drugiej strony, ostatnio w Łabiszynie doświadczyłem jaskrawego pokazania barbarzyństwa strony niemieckiej przez jej rekonstruktorów. W czasie inscenizacji Oosterbeek „SS-mani” wyrwali mnie z tłumu jeńców i chcieli rozstrzelać („uratował” mnie WH), w niedzielę, pod Driel, dostałem strzał w plecy gdy opatrywałem rannego. Wydawałoby się, że jako zdeklarowany „przeciwnik hitlerowców” powinienem być z takiej sytuacji zadowolony ;-), ale... w obu tych epizodach nie było prawdy. Młodzi ludzie, bawiąc się w SS trochę się zapominają. Ich zachowanie pokazuje wg mnie jeden z motywów odtwarzania Niemców – kiedy to po prostu przyciąga zło.

Dotyczy to nie tylko Niemców/Hitlerowców. Uczestniczyłem kiedyś w inscenizacji epizodu Żołnierzy Wyklętych (których wolę nazywać Niezłomnymi), która zakończyła się strzelaniem w tył głowy pojmanych partyzantom przez żołnierzy tzw. LWP. Mam wrażenie, że drastyczność tej sceny specjalnie cieszyła owych odtwórców lwp-owskich.

Co do „wycieczek osobistych” - nie doceniasz mojej odporności ;-) Twoje prowokacje to nic w porównaniu z kilkoma rozgorączkowanymi wpisami młodych ludzi na Facebooku i innych forach. Internet i jego anonimowość sięgają u niektórych do głębokich pokładów frustracji. Twoje „prztyczki” zmuszały jednak do myślenia.

Masz rację, myślę, że ruch rekonstrukcyjny dorósł już do określenia pewnych definicji i co za tym idzie standardów. Nie może się to odbyć w trybie jakichkolwiek urzędowych czy nawet samorządowych (w szerokim znaczeniu tego słowa) decyzji, środowisko musi to wypracować samo i tego się potem trzymać. Jedną z takich definicji jest właśnie tworzona przez Ciebie definicja rekonstruktora. Myślę, że duża część rekonstruktorów skupia się na czymś co można by nazwać „robieniem lalki”, czyli odtwarzaniu samej postaci, doprowadzając to do szczegółowego absurdu, który można nazwać „nadkoszernością”. Wystarczy poczytać dyskusje na Facebooku, czy forach internetowych, ogromna, przeważająca większość z ich nie dotyczy historii, ale tego w co i jak był umundurowany, wyposażony żołnierz, czyli równie dobrze mogłyby to być fora modelarskie (bez urażenia modelarzy, wiem, że też interesują się historią).

Z tego względu niesłychanie cieszy mnie Twoja inicjatywa zbadania motywacji w ruchu rekonstrukcyjnym i jej usystematyzowania.

Co do zawiłości historycznych moglibyśmy przeprowadzić szeroki dyskurs o tym czy Hitler przed wojną był zbrodniarzem (pewnie rodziny zamordowanych ludzi niepełnosprawnych umysłowo nie zgodzili by się z Tobą) i czy traktowanie go jak gwiazdę i wielkiego europejskiego przywódcę czegoś dowodzi. Nie podejmuję się tego teraz, zostawiam to na spotkanie osobiste. Swoją drogą właśnie przeczytałem, ze szef Formuły 1 chwali Putina i uważa, że ten powinien rządzić Europą.

Zaś tym, którzy nadal nie mogą zrozumieć mojego zdania dedykuję kolejne przykłady. Jedna z postaci polskiej rekonstrukcji, miły człowiek piszący bardzo dobre teksty popularyzujące historię, w niezrozumiały dla mnie sposób zareagował na otwarcie Muzeum Żydów Polskich. Nie chcąc oskarżać go o antysemityzm zrozumiałem jego wpis jako wołanie, że jeżeli mamy w Polsce pieniądze do wydania na historię wydajmy ją na odrestaurowanie Westerplatte albo inne polskie miejsce itp. Biorąc pod uwagę ten konkretny przypadek nie mogę się oczywiście zgodzić z owym kolegą, ale... Rekonstruktorzy żołnierzy niemieckich czy nie czujecie czasami, że Wasze działania prowadzą do „budowania mobilnego muzeum” armii III Rzeszy? Czy w wielu Waszych domach nie ma namiastki takiego muzeum? Ile w Waszych galeriach komputerowych jest zdjęć historycznych, a ile zdjęć archiwizowanych tylko po to bo „ta kurtka dobrze tu wyszła”, „widać szczegóły wyposażenia”, „wyraźnie widać kamuflaż”, itd.

I wreszcie najbardziej zaczepnie - jak zareagowalibyście na muzeum UPA w Polsce?

Zubek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz