Wydaje się, że to mocne stwierdzenie
ale obejrzałem, po raz kolejny, zdjęcia, filmy i przeczytałem
relację z wydarzenia nazwanego Rajd Arado. Niby nic mi do tego, nie
moje małpy, nie mój cyrk ale brały w nim udział dobre grupy
rekonstrukcyjne a sam rajd określa się mianem imprezy historyczno –
edukacyjnej.
Kumpel zapytał mnie po czym wnoszę,
że to „dobre grupy rekonstrukcyjne”? Wymyśliłem sobie proste
kryterium, które odpowiedzialność przenosi na innych – jeśli
jakąś grupę można spotkać na Łabiszyńskich Spotkaniach z
Historią albo na Strefie Militarnej w Podrzeczu (zwanej „Gostyniem”)
to mogę uznać ją za „dobrą”. Oczywiście nie wyklucza to
innych, którzy z wielu powodów, znanych i nie znanych, nie
uczestniczą w powyższych, ale wg mnie to dobry sprawdzian.
Wracając do Rajdu Arado, który jest
przedmiotem mojego wzburzenia. Duża impreza o charakterze, jak sami
się opisują, historyczno – edukacyjnym, robiona w regionie,
który, jak to w przypadku „ziem pozyskanych”, od kilkudziesięciu
lat odzyskuje swoją historię. Przeprowadzana za pieniądze
miejscowych samorządów (tak dedukuję, bo w księgi im nie
zaglądałem) i adresowana do mieszkańców ale przede wszystkim do
turystów, którzy przyjeżdżają na długi weekend. Setki
rekonstruktorów, pojazdy historyczne, dużo broni, amunicji i
pirotechniki. Największa w Polsce tego typu, mobilna, impreza.
Wydaje się, że to wszystko jest najlepszym możliwym zestawem. A ja
się czepiam.
Dlaczego?
Bo jestem wredny i złośliwy?
To też, oczywiście ale także dla
pryncypiów.
Pryncypium pierwsze
Jeden z niewielu znanych mi modelarzy
chwalił się ostatnio swoim modelem samolotu pomalowanym w barwy z
konkretnego wydarzenia i konkretnego czasu. Pomyślałem wtedy o tym
jak bardzo modelarstwo jest zbliżone do rekonstrukcji. Jak bardzo
jednym i drugim, modelarzom i rekonstruktorom zależy na odtworzeniu
detalu i jak bardzo ów detal zależy od właściwego czasu i
miejsca. Fora rekonstrukcyjne pełne są po prostu walki o detale, ta
puszka nie pasuje do wczesnej wojny, a tych naszywek nie powinno być
w 1945 roku! Krytycznie analizowane są zdjęcia z dioram i
inscenizacji i nie daj Boże, żeby w batalii pokazującej wojnę
obronną niemiecki żołnierz miał niewłaściwy, zbyt późny hełm,
a żołnierz 2 korpusu miał niewłaściwy battledress (oczywiście
można to poznać „po kołnierzu, przyjacielu, po kołnierzu”).
Nieszczęsny rekonstruktor spotka się z miażdżącą krytyką,
zostanie obśmiany i stanie się celem burzy gówna przeokrutnej w
swej bezkompromisowości.
Bez względu na sens i ocenę tego typu
„strażników koszerności” (koszerności rozumianej jako
zgodność z epoką i odtwarzanym pierwowzorem) takie zachowanie
świadczy o tym jak bardzo środowisko rekonstrukcyjne przywiązuje
wagę do szczegółów historycznych.
Pryncypium drugie
Lubię myśleć, że rekonstrukcja i
nasze inscenizacje niosą za sobą edukację historyczną, że nasze
widowiska są czymś innym niż tylko i wyłącznie odpowiednikiem
koncertu gwiazdki disco polo połączonego z dmuchanymi zamkami i
watą na patyku. Przecież odtwarzamy Historię i dzięki temu nasi
widzowie mogą dowiedzieć się jak wyglądali i zachowywali się
żołnierze różnych frontów drugiej wojny światowej, jak
wyglądały ich bitwy, potyczki.
Upamiętniamy ich, odtwarzając
bohaterskie czyny i konkretne epizody. Robimy to w sposób łatwo
przyswajalny i niemal dotykalny dla widza, uprawiając pophistoryczną
edukację.
Przeciwnicy rekonstrukcji
historycznych, tacy rekosceptycy, zarzucają nam, że bawimy się za
publiczne pieniądze i przebieramy za wojsko z powodów jakiś
kompleksów i zahamowań. Wiemy jednak, że to nieprawda, świadczą
o tym dziesiątki godzin spędzone przy lekturach, przeglądaniu
zdjęć, regulaminów, instrukcji. Rekonstrukcja historyczna nie jest
bowiem historyczna tylko z nazwy. Jesteśmy historykami, nie
zawodowymi wprawdzie, ale niejednokrotnie zawodowcy mogliby się od
nas uczyć.
Uczą się od nas nasi widzowie. Przy
oszołamiającym czytelnictwie książek, zwłaszcza historycznych,
przy poziomie oświaty, filmu historycznego (rozumianego jako medium
pophistorii), możemy śmiało założyć, że większość naszych
widzów swoją wiedzę o danej bitwie, kampanii i żołnierzach w
niej walczących przyswoi tylko z tego co im pokażemy i opowiemy.
Jak już niejednokrotnie pisałem – w
tym tkwi nasza odpowiedzialność. Im bogatsza i ciekawsza
inscenizacja, czy pokaz. Im bardziej jesteśmy wiarygodni w oprawie
naszej imprezy, tym większa pewność, że nasi widzowie to co
zobaczą uznają za prawdziwą historię. I tak ją zapamiętają.
I dlatego im dłużej oglądam
zdjęcia i filmy z Rajdu Arado tym bardziej jestem zły.
Przypomnę, że rajd odbywa się w
Kotlinie Jeleniogórskiej i okolicach Kamiennej Góry, po wschodniej
stronie Sudetów. Jego organizatorzy wprawdzie zastrzegają, że
historycy spierają się co do obecności Amerykanów na tych
terenach w czasie wojny (choć potem podają tylko jedną, wątpliwą
relację) ale potem zachowują się jakby piekło zamarzło. Pod
Zamkiem Czocha, w Karpaczu, Szklarskiej Porębie, Kamiennej Górze,
Jeleniej Górze amerykańskie czołgi, amerykańska piechota,
żołnierze Armii Czerwonej i Polacy z tzw. LWP, brytyjscy
spadochroniarze z regimentu spadochronowego i sił specjalnych
jednocześnie oraz polscy spadochroniarze z Samodzielnej Kompanii
Grenadierów walą w inscenizacjach z niemal całym niemieckim
wojskiem, a przynajmniej z reprezentującymi go formacjami. Wszyscy
naraz! „Odtwarzając” wydarzenia historyczne spod tych
miejscowości!
Bo jak powszechnie wiadomo brytyjskich
spadochroniarzy i piechotę szybowcową można było spotkać w
dzisiejszej Polsce w czasie wojny dość powszechnie, a polska
Samodzielna Kompania Grenadierów skakała i walczyła u ich boku z
zaciętością godną wściekłych rosomaków! Nie trzeba się
wysilać i czytać grubych książek, wystarczy sięgnąć do
Wikipedii, by w ciągu kilku minut stwierdzić, że to koszmarne
bzdury!
Takich kwiatków pseudohistorycznych
znajdziecie tam znacznie więcej, np. walczących w Karpaczu (i
wszędzie indziej) spadochroniarzy ze 101 DPD - a co ludzie ich lubią
i znają, to niech będą!
Kompromis
Ja wiem, że inscenizacje historyczne
to sztuka kompromisu. Trzeba spróbować odtworzyć wydarzenie
historyczne środkami i ludźmi dostępnymi z możliwą wiernością
ale jednak tak by było one (widowisko owe) ciekawe dla widzów.
Kluczowe w tym zdaniu są „wydarzenie historyczne” i „możliwa
wierność”, bo to one nadają rekonstrukcji sens edukacyjny i
powodują, że przedstawia ona Historię.
Arado nie
Tego absolutnie zabrakło w rajdzie
Arado. Sprawnie i przy użyciu dużych środków zrobiono wielkie
widowiska batalistyczne, które w fantastyczny sposób zabawiły
publiczność. I super. Jeśli znaleziono sponsorów na taką zabawę?
Proszę bardzo, nie moje małpy, nie mój cyrk, ale jeżeli nazywa
się to rekonstrukcją, angażuje dobre grupy rekonstrukcyjne, nazywa
imprezą historyczno – edukacyjną to jako rekonstruktor czuję się
urażony. Bo przecież ich działanie szkodzi rekonstrukcji
powodując, że każdy może powiedzieć teraz - „Tak dbacie o
Historię, tak lubicie podkreślać swoje badania i dbałość o
szczegóły a ja widziałem walczących pod Jelenią Górą
spadochroniarzy Samodzielnej Kompanii Grenadierów, która nigdy jako
formacja nie weszła do walki! Widziałem spadochroniarzy
brytyjskich, którzy na rękawach mieli jednocześnie naszywki dwóch
różnych rodzajów wojsk i widziałem tam spadochroniarzy
amerykańskich. Już z tych trzech przykładów wynika, że Wasza
dbałość o szczegóły historyczne to wielka bzdura!”.
I dlatego wkurza mnie Rajd Arado i będę
się go czepiał, choć z drugiej strony podziwiam rozmach i
sprawność organizacyjną.
Zubek
Ps. Serdecznie przepraszam znajomych
rekonstruktorów, którym w powyższym felietonie wytknąłem błędy,
nie czepiając się specjalnie innych. Macie pecha, po prostu trochę
znam historię odtwarzanych przez Was formacji i tak jak Was lubię,
tak nie rozumiem co tam robiliście, że tak powiem, tak...
przebrani. Jeszcze raz przepraszając usprawiedliwię się, iż było
mi smutno oglądać Was na tych zdjęciach i filmach.
Ps. 2. Ktoś może powiedzieć -
„Dlaczego teraz piszesz chłopie, miesiąc po imprezie?”.
Tłumacze, musiały opaść ze mnie emocje, bo po obejrzeniu i
przeczytaniu pierwszych relacji ze złości aż chodziłem, a
pierwszy tytuł felietonu mógłby brzmieć „Arado – srado” i
potem bym przepraszał i wstydził się zawziętości ;-)
Ps. 3. Jeszcze jedna rzecz mnie dziwi.
Rekonstrukcyjne fora netowe tak bardzo chętne do ścigania i
wytykania „błędów i wypaczeń”, ci wszyscy szczególarze od
„za wąskich paseczków” i „zbyt cienistych odcieni” jakoś
nie zauważyli Rajdu. Czyżby łatwo było obśmiewać nowe i
niedoświadczone grupy, ale narazić się i skrytykować otwarcie
kumpli i organizatorów „największej” to już nie? Ot, taka
refleksja.
Ps. 4. Wszystkie prezentowane powyżej
poglądy są moje własne i należą do mnie, moich fobii, frustracji
i mojego rozumu. Nie należy w żaden sposób utożsamiać z nimi i
winić za nie kojarzonego z moją skromną osobą stowarzyszenia czy
któregokolwiek z moich przyjaciół. Jam sam to wymyślił i spisał.
z.