Wracając uparcie do mojej teorii, że
rekonstrukcja historyczna jest takim samym hobby jak każde inne,
wszystkich nas łączy wspólna pasja. I to ona nas zajmuje. Na
spotkaniach, od niedużych, gdy spotykamy się w gronie swojego
stowarzyszenia, czy grupy, do wielkich zlotów i imprez plenerowych
rozmawiamy o jednym. O historii, jej rekonstruowaniu i odtwarzaniu.
Oczywiście, ponieważ stanowimy w
większości męskie grono, w pewnym momencie i po spożyciu
wieczorami odpowiednich dawek herbaty i oranżady zbaczamy na inne
tematy, ale rzadko i sporadycznie, bo nie ma to jak z kumplami
porozważać jaki powinien być odcień danej plamy na danej kurtce w
danym kamuflażu i czy aby napy w niej nie są zbyt mało koszerne!
Albo pokłócić się do białego rana
o możliwe alternatywy danej bitwy czy kampanii. O ocenę
postępowania i decyzji dowódców... Ponieważ dysponujemy również
techniką w ruch idą telefony, tablety, książki elektroniczne (ale
także te... konwencjonalne), bo przecież „mam zdjęcia, zobaczcie
sami”, „ten cytat brzmiał inaczej”, „w tej publikacji
przedstawiono to w TEN sposób”... Sporom nie ma końca, często są
one przenoszone na fora i z stron internetowych.
Jedno łączy nasze dyskusje. Choć
zdarza nam się rozmawiać i o sporcie (rzadko) i o kobietach
(częściej, ale nie tak często jak można sobie wyobrażać po
męskim gronie) i nawet o samochodach (jeśli w grę nie wchodzą
samochody historyczne i ich repliki – to bardzo rzadko), to
skrzętnie unikamy rozmów o polityce.
To co znamy choćby ze spotkań
rodzinnych, czy innych długich Polaków rozmów u nas po prostu nie
występuje. I to nie dlatego, że ktoś moderuje te rozmowy i
przerywa je w niebezpiecznym momencie... Jakby instynktownie unikamy
tego tematu.
Może właśnie dlatego, że jesteśmy
tak różni i z różnych środowisk społecznych, finansowych,
kulturowych...
Nie rozmawiamy o polityce.
Ostatnio na którymś z forów
internetowych przeczytałem opinię, że odtwarzając historię nie
można uciec od polityki. Przecież czasy, które przybliżamy i
rekonstruujemy były ową polityka przesycone. Przecież Polska i
Polacy w czasach drugiej wojny światowej byli podzieleni nie tylko
według osi Wschód-Zachód, ale także wielokrotnie jeszcze inaczej,
według poglądów politycznych, opinii na przeszłość i
przyszłość, stosunku do innych narodowości itp.
Duża część tych poglądów i
podziałów sprzed 70 i więcej lat teraz odżywa we współczesnej
nam polityce. Wydaje mi się, że wg autora owej opinii nie możemy
nie utożsamiać się i nie popierać poglądów
żołnierzy, których odtwarzamy.
Nic bardziej mylnego.
Rekonstrukcja historyczna powinna być
tak bardzo apolityczna jak tylko jest to możliwe bez szkody dla
odtwarzanych postaci. A jeżeli ktoś zaczyna czuć więź z
odtwarzaną rzeczywistością polityczną to może powinien
zastanowić się nad zmianą hobby, albo chociaż żołnierzy,
których odtwarza. A już z całą pewnością nie wolno mu mieszać
świata rekonstrukcyjnego z rzeczywistością polityczną.
Bowiem, żeby odtwarzać historię
trzeba podchodzić do niej jak najbardziej obiektywnie i starać się
o neutralną ocenę, nie sprzyja temu polityka a już szczególnie
współczesna.
Przykład na przykładach.
Przykład pierwszy
Gdyby dozwolona była pełna
ideologiczna i polityczna identyfikacja z rekonstruowanymi
postaciami, to niemal natychmiast powinno się zakazać rekonstrukcji
jednostek niemieckich państwa nazistowskiego! Ze szczególnym
uwzględnieniem tych szczególnie zideologizowanych! Przecież
nazistowscy żołnierze byli... nazistowscy. To samo powinno dotyczyć
żołnierzy Armii Czerwonej różnych epok.
Całe szczęście, oprócz naprawdę
nielicznych środowisk, których działania rodzą podejrzenia, grupy
„niemieckie” i „radzieckie” mają do ideologii swoich postaci
stosunek raczej... chłodny i daleki
Przykład drugi
Żołnierze wyklęci. Kontrowersyjni i
różnie oceniani przez historyków. Już to ostatnie zdanie w części
czytających budzi sprzeciw - „Przecież to bohaterowie, którzy
walczyli z komunizmem!”
W ostatnich czasach powstało wiele
nowych grup rekonstruujących Żołnierzy wyklętych. Nie są oni
zbyt lubiani przez środowisko rekonstrukcji drugowojennej.
Oczywistym powodem jest „grzech młodości” - niekoszerność ,
brak dbałości o szczegóły. Ale są to przede wszystkim powody do
obśmiania i zwrócenia uwagi.
Myślę, że głównym powodem
zastrzeżeń wobec tych grup jest ich wmieszanie się w bieżącą
politykę. Z pewnych powodów Żołnierze wyklęci zostali ulubionymi
bohaterami środowisk, które przywłaszczyły sobie przymiotnik
„narodowe” (oczywiście pisany wielką literą). GRH Żołnierzy
wyklętych nie potrafią, a często nie chcą znaleźć dystansu
wobec tych środowisk. Ich przedstawiciele często przenikają się,
uczestniczą we wspólnych imprezach. Owe GRH uczestniczą w
imprezach i marszach, których intencja polityczna jest aż zbyt
oczywista.
To właśnie nie sprzyja rekonstrukcji
historycznej i przez to staje się ona mniej wiarygodna. A to grzech,
który pasjonatom historii trudno wybaczyć.
Dlatego właśnie, mimo że w głębi
swego maroonowoszarego serca, nie do końca rozumiem motywację
rekonstruktorów jednostek niemieckich to wolę większość z nich
od większości grup odtwarzających Żołnierzy wyklętych.
Bo rekonstrukcja powinna być
apolityczna.
Zubek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz