Sekcja strzelecka

Sekcja strzelecka
Sekcja strzelców 1st CPB

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Szkodliwy rajd, czyli jak Rajd Arado psuł historię

Rekonstrukcja historyczna w Polsce czasami traci dla mnie sens (piszę „w Polsce”, bo nie znam innej na tyle dobrze żeby się wypowiadać). Kilka ostatnich imprez, które obserwowałem z daleka i z bliższego bliska utwierdzają mnie tylko w przekonaniu, że jesteśmy coraz dalej od sensu działań rekonstrukcyjnych a coraz bliżej widowisk batalistycznych z elementami drugiej wojny światowej, które nie tylko nie uczą historii a nawet ją wypaczają.

Wydaje się, że to mocne stwierdzenie ale obejrzałem, po raz kolejny, zdjęcia, filmy i przeczytałem relację z wydarzenia nazwanego Rajd Arado. Niby nic mi do tego, nie moje małpy, nie mój cyrk ale brały w nim udział dobre grupy rekonstrukcyjne a sam rajd określa się mianem imprezy historyczno – edukacyjnej.

Kumpel zapytał mnie po czym wnoszę, że to „dobre grupy rekonstrukcyjne”? Wymyśliłem sobie proste kryterium, które odpowiedzialność przenosi na innych – jeśli jakąś grupę można spotkać na Łabiszyńskich Spotkaniach z Historią albo na Strefie Militarnej w Podrzeczu (zwanej „Gostyniem”) to mogę uznać ją za „dobrą”. Oczywiście nie wyklucza to innych, którzy z wielu powodów, znanych i nie znanych, nie uczestniczą w powyższych, ale wg mnie to dobry sprawdzian.

Wracając do Rajdu Arado, który jest przedmiotem mojego wzburzenia. Duża impreza o charakterze, jak sami się opisują, historyczno – edukacyjnym, robiona w regionie, który, jak to w przypadku „ziem pozyskanych”, od kilkudziesięciu lat odzyskuje swoją historię. Przeprowadzana za pieniądze miejscowych samorządów (tak dedukuję, bo w księgi im nie zaglądałem) i adresowana do mieszkańców ale przede wszystkim do turystów, którzy przyjeżdżają na długi weekend. Setki rekonstruktorów, pojazdy historyczne, dużo broni, amunicji i pirotechniki. Największa w Polsce tego typu, mobilna, impreza. Wydaje się, że to wszystko jest najlepszym możliwym zestawem. A ja się czepiam.

Dlaczego?
Bo jestem wredny i złośliwy?
To też, oczywiście ale także dla pryncypiów.

Pryncypium pierwsze

Jeden z niewielu znanych mi modelarzy chwalił się ostatnio swoim modelem samolotu pomalowanym w barwy z konkretnego wydarzenia i konkretnego czasu. Pomyślałem wtedy o tym jak bardzo modelarstwo jest zbliżone do rekonstrukcji. Jak bardzo jednym i drugim, modelarzom i rekonstruktorom zależy na odtworzeniu detalu i jak bardzo ów detal zależy od właściwego czasu i miejsca. Fora rekonstrukcyjne pełne są po prostu walki o detale, ta puszka nie pasuje do wczesnej wojny, a tych naszywek nie powinno być w 1945 roku! Krytycznie analizowane są zdjęcia z dioram i inscenizacji i nie daj Boże, żeby w batalii pokazującej wojnę obronną niemiecki żołnierz miał niewłaściwy, zbyt późny hełm, a żołnierz 2 korpusu miał niewłaściwy battledress (oczywiście można to poznać „po kołnierzu, przyjacielu, po kołnierzu”). Nieszczęsny rekonstruktor spotka się z miażdżącą krytyką, zostanie obśmiany i stanie się celem burzy gówna przeokrutnej w swej bezkompromisowości.

Bez względu na sens i ocenę tego typu „strażników koszerności” (koszerności rozumianej jako zgodność z epoką i odtwarzanym pierwowzorem) takie zachowanie świadczy o tym jak bardzo środowisko rekonstrukcyjne przywiązuje wagę do szczegółów historycznych.

Pryncypium drugie

Lubię myśleć, że rekonstrukcja i nasze inscenizacje niosą za sobą edukację historyczną, że nasze widowiska są czymś innym niż tylko i wyłącznie odpowiednikiem koncertu gwiazdki disco polo połączonego z dmuchanymi zamkami i watą na patyku. Przecież odtwarzamy Historię i dzięki temu nasi widzowie mogą dowiedzieć się jak wyglądali i zachowywali się żołnierze różnych frontów drugiej wojny światowej, jak wyglądały ich bitwy, potyczki.

Upamiętniamy ich, odtwarzając bohaterskie czyny i konkretne epizody. Robimy to w sposób łatwo przyswajalny i niemal dotykalny dla widza, uprawiając pophistoryczną edukację.
Przeciwnicy rekonstrukcji historycznych, tacy rekosceptycy, zarzucają nam, że bawimy się za publiczne pieniądze i przebieramy za wojsko z powodów jakiś kompleksów i zahamowań. Wiemy jednak, że to nieprawda, świadczą o tym dziesiątki godzin spędzone przy lekturach, przeglądaniu zdjęć, regulaminów, instrukcji. Rekonstrukcja historyczna nie jest bowiem historyczna tylko z nazwy. Jesteśmy historykami, nie zawodowymi wprawdzie, ale niejednokrotnie zawodowcy mogliby się od nas uczyć.

Uczą się od nas nasi widzowie. Przy oszołamiającym czytelnictwie książek, zwłaszcza historycznych, przy poziomie oświaty, filmu historycznego (rozumianego jako medium pophistorii), możemy śmiało założyć, że większość naszych widzów swoją wiedzę o danej bitwie, kampanii i żołnierzach w niej walczących przyswoi tylko z tego co im pokażemy i opowiemy.

Jak już niejednokrotnie pisałem – w tym tkwi nasza odpowiedzialność. Im bogatsza i ciekawsza inscenizacja, czy pokaz. Im bardziej jesteśmy wiarygodni w oprawie naszej imprezy, tym większa pewność, że nasi widzowie to co zobaczą uznają za prawdziwą historię. I tak ją zapamiętają.

I dlatego im dłużej oglądam zdjęcia i filmy z Rajdu Arado tym bardziej jestem zły.

Przypomnę, że rajd odbywa się w Kotlinie Jeleniogórskiej i okolicach Kamiennej Góry, po wschodniej stronie Sudetów. Jego organizatorzy wprawdzie zastrzegają, że historycy spierają się co do obecności Amerykanów na tych terenach w czasie wojny (choć potem podają tylko jedną, wątpliwą relację) ale potem zachowują się jakby piekło zamarzło. Pod Zamkiem Czocha, w Karpaczu, Szklarskiej Porębie, Kamiennej Górze, Jeleniej Górze amerykańskie czołgi, amerykańska piechota, żołnierze Armii Czerwonej i Polacy z tzw. LWP, brytyjscy spadochroniarze z regimentu spadochronowego i sił specjalnych jednocześnie oraz polscy spadochroniarze z Samodzielnej Kompanii Grenadierów walą w inscenizacjach z niemal całym niemieckim wojskiem, a przynajmniej z reprezentującymi go formacjami. Wszyscy naraz! „Odtwarzając” wydarzenia historyczne spod tych miejscowości!

Bo jak powszechnie wiadomo brytyjskich spadochroniarzy i piechotę szybowcową można było spotkać w dzisiejszej Polsce w czasie wojny dość powszechnie, a polska Samodzielna Kompania Grenadierów skakała i walczyła u ich boku z zaciętością godną wściekłych rosomaków! Nie trzeba się wysilać i czytać grubych książek, wystarczy sięgnąć do Wikipedii, by w ciągu kilku minut stwierdzić, że to koszmarne bzdury!

Takich kwiatków pseudohistorycznych znajdziecie tam znacznie więcej, np. walczących w Karpaczu (i wszędzie indziej) spadochroniarzy ze 101 DPD - a co ludzie ich lubią i znają, to niech będą!

Kompromis

Ja wiem, że inscenizacje historyczne to sztuka kompromisu. Trzeba spróbować odtworzyć wydarzenie historyczne środkami i ludźmi dostępnymi z możliwą wiernością ale jednak tak by było one (widowisko owe) ciekawe dla widzów. Kluczowe w tym zdaniu są „wydarzenie historyczne” i „możliwa wierność”, bo to one nadają rekonstrukcji sens edukacyjny i powodują, że przedstawia ona Historię.

Arado nie

Tego absolutnie zabrakło w rajdzie Arado. Sprawnie i przy użyciu dużych środków zrobiono wielkie widowiska batalistyczne, które w fantastyczny sposób zabawiły publiczność. I super. Jeśli znaleziono sponsorów na taką zabawę? Proszę bardzo, nie moje małpy, nie mój cyrk, ale jeżeli nazywa się to rekonstrukcją, angażuje dobre grupy rekonstrukcyjne, nazywa imprezą historyczno – edukacyjną to jako rekonstruktor czuję się urażony. Bo przecież ich działanie szkodzi rekonstrukcji powodując, że każdy może powiedzieć teraz - „Tak dbacie o Historię, tak lubicie podkreślać swoje badania i dbałość o szczegóły a ja widziałem walczących pod Jelenią Górą spadochroniarzy Samodzielnej Kompanii Grenadierów, która nigdy jako formacja nie weszła do walki! Widziałem spadochroniarzy brytyjskich, którzy na rękawach mieli jednocześnie naszywki dwóch różnych rodzajów wojsk i widziałem tam spadochroniarzy amerykańskich. Już z tych trzech przykładów wynika, że Wasza dbałość o szczegóły historyczne to wielka bzdura!”.

I dlatego wkurza mnie Rajd Arado i będę się go czepiał, choć z drugiej strony podziwiam rozmach i sprawność organizacyjną.

Zubek

Ps. Serdecznie przepraszam znajomych rekonstruktorów, którym w powyższym felietonie wytknąłem błędy, nie czepiając się specjalnie innych. Macie pecha, po prostu trochę znam historię odtwarzanych przez Was formacji i tak jak Was lubię, tak nie rozumiem co tam robiliście, że tak powiem, tak... przebrani. Jeszcze raz przepraszając usprawiedliwię się, iż było mi smutno oglądać Was na tych zdjęciach i filmach.

Ps. 2. Ktoś może powiedzieć - „Dlaczego teraz piszesz chłopie, miesiąc po imprezie?”. Tłumacze, musiały opaść ze mnie emocje, bo po obejrzeniu i przeczytaniu pierwszych relacji ze złości aż chodziłem, a pierwszy tytuł felietonu mógłby brzmieć „Arado – srado” i potem bym przepraszał i wstydził się zawziętości ;-)

Ps. 3. Jeszcze jedna rzecz mnie dziwi. Rekonstrukcyjne fora netowe tak bardzo chętne do ścigania i wytykania „błędów i wypaczeń”, ci wszyscy szczególarze od „za wąskich paseczków” i „zbyt cienistych odcieni” jakoś nie zauważyli Rajdu. Czyżby łatwo było obśmiewać nowe i niedoświadczone grupy, ale narazić się i skrytykować otwarcie kumpli i organizatorów „największej” to już nie? Ot, taka refleksja.

Ps. 4. Wszystkie prezentowane powyżej poglądy są moje własne i należą do mnie, moich fobii, frustracji i mojego rozumu. Nie należy w żaden sposób utożsamiać z nimi i winić za nie kojarzonego z moją skromną osobą stowarzyszenia czy któregokolwiek z moich przyjaciół. Jam sam to wymyślił i spisał.

z.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz