Sekcja strzelecka

Sekcja strzelecka
Sekcja strzelców 1st CPB

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Łabiszyńskie Legendarne Historie

Łabiszyńskie Spotkania z Historią po raz trzeci przeszły do historii, można by napisać. Tym razem jednak bardziej trafne byłoby – po raz kolejny przeszły do legendy, gdyż jak mawia jeden serialowy bohater „było legendarnie”!

Miasto

Łabiszyn to niewielkie miasto (5 tys. mieszkańców + dodatkowe 5 tys. w gminie), które przed trzema laty było raczej nieznane. To, że ja, mieszkaniec Szczecina nie wiedziałem o istnieniu Łabiszyna to żaden dowód, ale moi znajomi z niedalekiej Bydgoszczy przyznali się do podobnej niewiedzy. Dzisiaj Łabiszyn znany jest w swoim województwie i Polsce, a na słowo „Łabiszyn” tysiącom ludzi w kraju zaczynają lśnić oczy i pojawiają się wypieki na twarzy. Bo od trzech lat Łabiszyn stał się marką jednych z najlepszych w kraju inscenizacji historycznych.

I nie tylko.

Bo wiele jest miejsce w Polsce, w których odbywają się zloty, inscenizacje i spotkania rekonstruktorów, nie ma jednak drugiego takiego miasta, które całe, przez trzy dni, żyłoby historią. Ulice rynku zarzucone gruzem i ziemią by przykryć współczesną nawierzchnię, zmienione na historyczne szyldy sklepów i instytucji, na ulicach elementy scenografii wojennej (niektóre naprawdę duże). No i mieszkańcy – od Łabiszyńskiej Aktywnej Młodzieży, która włącza się w inscenizacje (tym razem jako holenderski ruch oporu) i pomaga jak może, do starszych łabiszynian np. pani, która żołnierzom-rekonstruktorom przyniosła całe blachy ciasta i kawę. Wszyscy w Łabiszynie czujemy się jak w domu! I pozostaje tylko podziękować mieszkańcom i samorządowcom na czele z burmistrzem (który już trzeci raz wziął udział w inscenizacji). Dziękujemy.

Czy Łabiszynowi się udało? Zdecydowanie tak, spotkałem tam przy oranżadzie delegację z podwarszawskiego Legionowa, która przyjechała przypatrzyć się temu sukcesowi i może się do tego nie przyznają, ale także uczyć się.

AA7

Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej AA7 czyli siła napędowa Łabiszyńskich Spotkań z Historią i jeżeli możemy porównać ich z silnikiem „Łabiszyna” to ich pompą paliwową jest Willy. Willy ma imię i nazwisko, ale mało kto w świecie rekonstrukcji drugowojennej rozpoznałby go jako... (mniejsza z tym). Jako Willy jest znany, no po prostu wszystkim. Po imieniu tytułuje go tylko burmistrz Łabiszyna.

Co roku odwalają w Łabiszynie kawał roboty i jeżeli komuś wydaje się, że po łabiszyńskim weekendzie jest zmęczony niech pomyśli, że dla AA7 „Łabiszyn” trwał długo przed imprezą, a i zakończy się jakiś czas po niej.
Dziękujemy AA7!

Rekonstruktorzy

Panowie z Legionowa pozwolili sobie wyrazić uznanie dla piątkowej inscenizacji. Jeden z nich, przyznając się, że miał do czynienia z produkcją telewizyjną, powiedział, że zaangażowanie rekonstruktorów, ich zachowanie, rozmiar i scenariusz inscenizacji robiły wrażenie. Po chwili zastanowienia, nie za długiej, znalazłem właściwą odpowiedź. W Łabiszynie jedne z najlepszych grup rekonstruujących polskich i brytyjskich spadochroniarzy, polską i brytyjską piechotę, amerykańskich spadochroniarzy, niemieckich żołnierzy i spadochroniarzy spotkały się z pełnym zaangażowaniem gospodarzy i ludźmi, którzy potrafili doskonale ułożyć i poprowadzić scenariusze inscenizacji. Gdy do tego dodamy doskonałe pojazdy, przygotowane przez swoich właścicieli, którzy także z pełnym zaangażowaniem dopasowywali się do odtwarzanej epoki oraz pirotechników, którzy rozumieją swoje zadania w inscenizacjach tak, że zaskakują pozytywnie nawet doświadczonych rekonstruktorów, to... otrzymamy efekt, który potrafi olśnić i zaskoczyć nawet stare wygi.

Rekonstruktorzy jadący na „Łabiszyn” nie szczędzą siebie. Gdy przygotowujemy się do wyjazdu nie ma taryfy ulgowej, trzy inscenizacje często wymagały trzech różnych postaci, np. w wypadku mojego stowarzyszenia: piątek to żołnierze brytyjskiej piechoty zmotoryzowanej z Grenadier Guards, w sobotę piechota spadochronowa z batalionu piechoty szybowcowej KOSB, w niedzielę znów piechociarze tym razem batalion DCLI. Może dla publiczności nie sprawiało to różnicy, ale my każdego dnia wyglądaliśmy inaczej, a część wieczoru poświęcaliśmy np. na prucie i przyszywanie naszywek.

Kolejnym przykładem są koledzy z grupy odtwarzającej amerykańskich spadochroniarzy jednostki, która walczyła w inscenizowanym epizodzie. Część z nich jednak nie miała mundurów odpowiednich na wrzesień 1944 roku. Wobec tego, mimo że nikt z publiczności nie zauważyłby różnicy, przyjechali by odtwarzać holenderski ruch oporu. I nie było lipy! (świadome zapożyczenie).

Przykłady tego jak poważnie rekonstruktorzy traktują swój przyjazd do Łabiszyna można mnożyć, bo zarówno sama impreza jak i klimat miasta powodują, że po prostu się chce.

Nie tylko inscenizacje

Łabiszyńskie Spotkania z Historią to przede wszystkim trzy główne inscenizacje, z których każda zasługuje na samodzielny, rekonstrukcyjny byt, ale także wiele imprez towarzyszących. Od typowych, ale umiejscowionych w tej rzeczywistości i scenerii a więc jednak nietypowych, dioram grup rekonstrukcyjnych, przez mikroinscenizacje trwające przez całą sobotę, a dotyczące historii drugiej wojny na ziemiach polskich, do pokazu mody i wspólnej zabawy tanecznej. Łabiszyn naprawdę przez trzy dni żyje historią. A dowodem na to życie niech będzie choćby to, że wycieczki po dioramach i przedstawianej historii oprowadzali historycy z powstającego w Gdańsku Muzeum II Wojny Światowej!

Jeśli ktoś nie był jeszcze w Łabiszynie niech sprawdzi swój kalendarz, bo jest szansa, że w czerwcu 2015 roku będzie możliwość kolejnego spotkania się z historią.

Czego Państwu i sobie serdecznie życzę!

Zubek

Post scriptum (nie skrótem bo będzie długie) czyli łyżka dziegciu.

Zabili mnie SS-mani.
Jakoś szczególnie nie lubię formacji Waffen-SS i nie rozumiem, a raczej nie czuję motywacji odtwarzających ją rekonstruktorów. Nie mam jednak nic naprzeciwko im samym, bo to tacy sami dobrzy rekoludzie jak inni, a ich wierność koszerności i zaangażowanie historyczne jest bardzo duże.

Po ostatnich inscenizacjach w Łabiszynie odnoszę również wrażenie, że oni sami nie mają wątpliwości co do podłości i zbrodniczości odtwarzanych przez siebie postaci! Odtwarzam postać kapelana kanadyjskiego/brytyjskiego i w obu inscenizacjach występowałem „służbowo” z opaską z czerwonym krzyżem a w opisywanych poniżej przypadkach jeszcze z założoną stułą.

W czasie inscenizacji Oosterbeek niemieccy żołnierze chcieli mnie rozstrzelać (w ostatniej chwili uratowali mnie inni Niemcy), w niedzielnej inscenizacji Driel SS-mani w końcu mnie dopadli i zabili. Ok, intencje mieli dobre – pokazać podłość i barbarzyństwo owych żołnierzy... jednak.

Tym razem jest... „jednak”. Bitwa pod Arnhem zasłynęła m.in. z dość rycerskiego traktowania rannych, sanitariuszy i personelu neutralnego. To właśnie podczas tej bitwy były punkty medyczne położone na „ziemi niczyjej”, czy linii frontu, w których leżeli ranni zarówno brytyjscy jak i niemieccy żołnierze. To w czasie walk w Oosterbeek dowódca jednostek SS zgodził się na przyjęcie rannych spadochroniarzy brytyjskich, którym właściwą opiekę zapewniono w podległych Niemiecom szpitalach. Tak więc owe sceny nie odpowiadały prawdzie. Całe szczęście obie odegrały się daleko od publiczności jako niemal czysto wewnętrzna inscenizacja.

Warto jednak pamiętać o tym, że inscenizujemy historię, tą która wydarzyła się naprawdę.


Z.      

Na zdjęciu Willy odprawia Grenadier Guards i 82 Powietrznodesantową przed piątkową inscenizacją Nijmegen.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz