Sekcja strzelecka

Sekcja strzelecka
Sekcja strzelców 1st CPB

wtorek, 23 września 2014

Dlaczego nie rozumiem rekonstrukcji hitlerowców?

Mam kolegę, który odtwarza postacie żołnierzy niemieckich i ostatnio poprosił mnie, żeby nie nazywać ich hitlerowcami i naziolami. Źle mu się to kojarzy i wydaje się, że takie nazywanie może utożsamić ich z ideologią rzeszy z numerem trzecim. Tymczasem u nas w grupie funkcjonują równolegle dwie ekipy: Kanadole i Niemcy. Jednych i drugich nazywa się u nas zgodnie z odtwarzanymi postaciami i czasami budzi to uśmiechy (gdy mowa o tym, że kanadyjski spadochroniarz musiał w ramach zaliczenia testu sprawności zabić niedźwiedzia gołymi rękami), czasem jest żenujące (gdy mowa o... a po co Wam to wiedzieć?), ale jakoś musimy do siebie grupowo mówić. Jednym z synonimów naszych Niemców wydawało mi się słowo „hitlerowcy”, zgodne, wg mnie, z prawdą. Niemieccy żołnierze, których odtwarzają moi kumple, byli żołnierzami Hitlera i realizowali jego rozkazy, jemu przysięgali wierność. Wydawało mi się naturalne, że skoro gdy przebiorę się w mundur kapelana batalionowego chłopaki mówią do mnie „Padre”, to na przebranego w mundur hitlerowskiego żołnierza mogę mówić – hitlerowcu. Rozumiem, że może to uwierać, bo żyją jeszcze ludzie, którzy od owych hitlerowców zaznali krzywd, ale przecież tak jest. Chcesz nosić mundur Niemca z okresu WW2 i szpanować MG 42, MP 40 itd. to pogódź się z tym, że odtwarzasz postać hitlerowca realizującego politykę i rozkazy nazistów. Sorry, ale taki mamy klimat.
To oczywiście jednoznaczne i brutalne postawienie sprawy, która ma, oczywiście, jak prawie zawsze, wiele odcieni.

Już od jakiegoś czasu zbierałem się, żeby napisać o moim niezrozumieniu rekonstrukcji oddziałów niemieckich, ze szczególnym uwzględnieniem Super Sportowców (jak nazywają ich bracia Czesi) czy Elektryków (jak nazywamy ich my). Męczy mnie to od początku mojej przygody z rekonstrukcją. Może dlatego, że jestem z tego pokolenia, które było poddane indoktrynacji  - źli Niemcy, dobrzy Rosjanie (nie udanej).

Rozumiem, tzn. pojmuję, wszystkie argumenty, którymi posługują się odtwórcy hitlerowskich oddziałów. Mój przyjaciel, sam poszukując odpowiedzi na to pytanie, dla „Wojennych Historii. Strefa Militarna” - dziennika, który ukazywał się na tegorocznej Strefie Militarnej, zebrał wypowiedzi od przedstawicieli kilku grup odtwarzających oddziały niemiecki i radzieckie.

I nie znalazł żadnych niespodzianek. Wszystkie te odpowiedzi mógłbym napisać sam, nawet specjalnie nie wysilając mózgu.

Altruiści

Zacznę od tej, która bawi mnie szczególnie i jakoś tak specjalnie  cieszy swoim podejściem do słuchacza jak do naiwnego dziecka. Często pada w dyskusjach, czasami podawana jako żart (zdarza się, że jednak z założeniem, że niby żart, ale tak naprawdę najprawdziwsza prawda), często w rozmowach z zewnętrznymi dziennikarzami jako prawda objawiona tłumacząca wszystko: „Przecież gdyby nie MY – odtwarzający Niemców, to Alianci nie mieliby z kim „walczyć” na inscenizacjach!”.

„Oczywista oczywistość”, jak powiedziałby klasyk. W życiu spędziłem lata działając w organizacjach społecznych (dzisiaj czytaj „pozarządowych”), których głównym napędem jest wolontariat. Widziałem i poznałem ludzi, którzy bez reszty poświęcają swój czas, życie, nierzadko i pieniądze dla innych: dzieci, chorych, zwierząt. Piękne to i sprawiedliwe.

Jednak trudno mi sobie wyobrazić rekonstruktorów jednostek hitlerowskich, gdy z niechęcią i odrazą wydają tysiące złotych na mundury, wyposażenie, sprzęt i uzbrojenie. Potem, z równą niechęcią zakładają to wszytko na siebie tylko po to, by zrobić dobrze tym z jednostek alianckich.

Pomijając seksualne skojarzenie (brzydko!), widzicie śmieszność wynikającą powyższych dwóch zdań?  Jakoś tak - pewnie jestem dziwny - nie potrafię uwierzyć w ten altruizm rekonstruktorów jednostek niemieckich.

Wielbiciele techniki i ładnych uniformów



Inni, jako podstawę fascynacji armią III Rzeszy, podają technikę wojskową. Podobają się im doskonałe karabiny MG42, pistolety maszynowe i karabinki Schmeissera, niemieckie czołgi, samoloty, rakiety, itp, itd. Mnie też podoba się część narzędzi zniszczenia, ale te niemieckie kojarzą się z masowymi mordami i tym podobnymi okropnymi działaniami armii Hitlera.  Na PzKpfw IV patrzę jak na naprawdę ładny czołg, ale nie budzi on we mnie motywacji do odtwarzania niemieckich pancerniaków. Ale jak już pisałem powyżej – może jakiś dziwny jestem.    

Niemcy mieli naprawdę doskonałą broń, wiele współczesnych nam rozwiązań swój rodowód rozpoczynało w hitlerowskich zakładach zbrojeniowych. To prawda, ale czy ten argument równoważy fakt, że gdyby ta broń była doskonalsza, to wielu Polaków nie byłoby dzisiaj na świecie, a potomkowie tych, którzy przeżyli, byliby poddanymi współczesnych im Niemców?



Zwykli żołnierze

„Nie odtwarzamy hitlerowskiego wojska, tylko żołnierzy, którzy walczyli dla swej Ojczyzny. Dla niej ginęli, odnosili rany, marzli i głodowali... Bali się śmierci kalectwa jak wszyscy inni żołnierze. Dokonywali, na równi z np. żołnierzami polskimi, bohaterskich czynów i tworzyli, tak jak żołnierze amerykańscy, swoje kompanie braci”. To prawda, wszyscy żołnierze mają podobne przeżycia, ale... (bo niemal zawsze jest jakieś „ale”). Żołnierze niemieccy byli armią napastniczą i walczyli dla swoich przywódców, byli armią Hitlera i nazistów. Ci zaś nie wzięli swojej władzy siłą zniewalając naród, ale wygrali w legalnych wyborach!

Jestem rekonstruktorem alianckim, znam też wielu innych „Aliantów” i stąd trudno mi uwierzyć, że rekonstruktorzy „niemieccy” czy „radzieccy” mają chłodny i racjonalny stosunek do swoich „bohaterów” (w zrozumieniu odtwarzanych postaci a nie ich czynów). Dość naturalne wydaje się utożsamianie się z odtwarzanymi postaciami, poznajemy ich coraz lepiej, ich przeżycia i motywacje. Śledzimy ich historię, sięgając czasem po życie poszczególnych żołnierzy. Siłą rzeczy zaczynamy odczuwać sympatię i współodczuwanie. Nawet gdy zdarzało się im popełniać błędy i zbrodnie (np. zabijanie jeńców) usprawiedliwiamy ich.

Wydaje mi się, że podobnie muszą to odczuwać rekonstruktorzy jednostek niemieckich i wg mnie jest w tym niebezpieczeństwo. Po wojnie byli żołnierze hitlerowscy usprawiedliwiali się wykonywaniem rozkazów. Dzisiaj rekonstruktorzy niemieckich żołnierzy też mówią, że odtwarzają zwykłych żołnierzy niemieckich, którzy... tylko wykonywali rozkazy. Tyle tylko, warto jednak pamiętać o tym, że ich rozkazy prowadziły do masowych rozstrzeliwań ludności cywilnej, palenia ludzi w domach i kościołach, strzelanie do jeńców... Trzeba uważać na emocjonalny stosunek do tych „bohaterów” i nie przesadzać z np. przybieraniem ich imion, czy utożsamianiem się, bo np. „walczyli z bolszewizmem”.

Historycy  

Jedynym argumentem, który do mnie przemawia i z którym mógłbym się częściowo zgodzić jest – HISTORIA. Część jednostek niemieckich tworzyła historię wojskowości. Trudno jest mówić o historii spadochroniarstwa wojskowego bez wspominania o FJ-otach. Armia niemiecka wprowadzała rozwiązania techniczne, strategiczne i taktyczne nowe dla tamtego okresu, a bedące podstawą wielu dzisiejszych.

Ok, ale...

Posłużę się moją ostatnią rozmową z moim przyjacielem Marcinem, historykiem, który odwiedził nas, gdy przyjechał do Szczecina na zjazd historyków polskich. Otóż Marcin powiedział, że część historyków uważa, że druga wojna światowa to jeszcze nie historia. Można ją badać, zbierać relacje świadków, ale jest to dalece niedoskonałe, bo większość najważniejszych archiwów jest jeszcze niedostępna dla historyków i np.  w związku z tym wielu teorii i relacji nie można zweryfikować.

Ja też uważam, że skoro żyją jeszcze świadkowie tej wojny to wraz z nimi żyją emocje i pamięć pokolenia. I póki tak jest trudno będzie takim jak ja zrozumieć uśmiechniętych rekonstruktorów w mundurach SS idących na piwo, czy ich niemy żal, że w Berlinie nie pozwolono im tego zrobić.

Zubek

15 komentarzy:

  1. Z rekonstrukcją (odgrywaniem) tych "niedobrych" sprawa jest jasna, niczym błyski piorunów z kołnierzy elektryków.
    Zło od zawsze fascynowało ludzi. Nawet lęk przed złem bardzo łatwo przeradza się w fascynację, wystarczy myśl, że możemy to zło ujarzmić i "bezpiecznie" wykorzystać do własnych celów. Ten mechanizm adaptacji jest wszędzie taki sam, w polityce, biznesie, medycynie, w szarym życiu i w rekonstrukcji historycznej pewnie też.
    Ujarzmianie zła (a może powinienem napisać "oswajanie się") przychodzi znacznie łatwiej, gdy opakowanie jest atrakcyjne, estetyczne, imponujące (jak choćby hitlerowski mundur albo upiorne laleczki monster high w trumienkach ;)).
    To super sprawa, być "tym złym", tylko przez chwilę, bez żadnych konsekwencji, bez odpowiedzialności. Nakładać na siebie atrakcyjne opakowanie, wierząc, że tym samym nie staję się pudełkiem pełnym śmierdzącej substancji. Fascynuje i wciąga jak Hans Kloss w samym środku socjalistycznego bloku bratnich narodów.

    A mówiąc szerzej o zjawisku rekonstrukcji historycznej, myślę, że wszystkie zachowania, które wykraczają poza ramy reko-aktorstwa i noszą znamiona utożsamiania się z odgrywaną rolą, są czymś niewłaściwym. I nie ma znaczenia, czy odgrywam postać żołnierza III Rzeszy, Sowieckiej Rosji, rzymskiego legionisty, czy wrześniowego oficera WP. Dla przykładu: człowiek, który idzie do ślubu w mundurze Porucznika WP 1939, a z wojskiem łączy go jedynie kategoria "D" załatwiona dawno temu przez rodziców, jest tak samo wiarygodny emocjonalnie jak Tom Cruise robiący zakupy w kombinezonie i hełmie pilota myśliwca.

    Aktorska rola i kostium rekonstruktora wymaga właściwego punktu odniesienia (planu, pola bitwy, tła historycznego, scenariusza), gdzie tenże kostium i wyposażenie są pomocą, środkiem przekazu. I mimo całej sugestywności przedstawienia, wszyscy wiedzą, że "żołnierz" nie jest żołnierzem, "strzela" nie robiąc nikomu krzywdy, "umiera" nie umierając. Prawie jak magia kina. Zmieniając nagle punkt odniesienia i wychodząc poza ramy rekonstrukcyjnego przedstawienia, komunikat jaki nadaje reko-kostium, "broń" i zachowanie samego rekonstruktora stają się na tyle nieczytelne, że śmiało można klasyfikować go w szerokim zakresie od wariata poczynając, a na przestępcy kończąc.
    Mówiąc krótko: Kiedy widzę, jak urzędnik ZUS, mówiąc sakramentalne "tak", odziany jest w przedwojenny mundur oficerski - pukam się w czoło i dumam, czy cały ślub jest na niby. Kiedy widzę kilku panów w mundurach III Rzeszy, zasiadających "ot tak" przy kawiarnianym stoliku na rynku mojego miasta, proszę aby się przebrali lub sobie poszli, gdyż nie mam ochoty oglądać symboli tych, którzy wymordowali pół mojej rodziny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ktoś kto odtwarza aliantów i trochę zbyt wczuwa się w swoją rolę (myśli, że jest herosem wyzwalającym świat z hitleryzmu), nigdy nie zrozumie, że rekonstruktor niemiecki oddziela swoje poglądy od ideologii która kierowała odtwarzaną przez niego armią. Do tego dochodzi nasz polski sposób patrzenia na historię i powierzchniowego oceniania ludzi - na zachodnich rekonstrukcjach się z takim problemem nie spotkałem.

    OdpowiedzUsuń
  3. "...może jakiś dziwny jestem..." Tak, Jesteś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "...rekonstruktor niemiecki oddziela swoje poglądy od ideologii, która kierowała odtwarzaną przez niego armią..." - pragnę w to wierzyć, nie brakuje w niemieckich grh profesjonalnych odtwórców, ale mam nieodparte wrażenie, że w tych samych niemieckich grh funkcjonuje jakiś procent "fascynatów..." czy też nazywając po imieniu "neo..."- dla takich jegomości niemieckie grh są doskonałym azylem. Jak temu zaradzić? cóż to jest sprawa odpowiedzialności tych co kierują niemieckimi grh. "...do tego dochodzi nasz polski sposób patrzenia na historię..."- szanowny Krzysztofie H. ośmielam się przypomnieć, że ten nasz sposób patrzenia jest zdeterminowany właśnie historią...przypominam, że jako naród zostaliśmy 70 lat temu przeznaczeni do zagłady biologicznej i zagładę tą mieli przeprowadzić Niemcy, m. in. zwykli żołnierze Wehrmachtu, a zatem rekonstruktor niemieckiej grh powinien zawsze o tym pamiętać...

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  4. Do rekonstrukcji trafilem jako kolekcjoner militariow z wieloletnim stazem i calkiem pzyzwoita kolekcją, a ze interesuje mnie w zasadzie tylko historia wojskowości panstw niemieckich (Prusy Austrowegry III Rzesza), to postanowilem sie koniec konców zabrac za rekonstrukcje tego o czym jako kolekcjoner mam jako takie pojecie...... ale zeby bylo smieszniej, swoja przygode z rekonstrukcja historyczna zacząłem ( jako Polak, patriota itd itp ;-) ) przymierzając sie do odtworzenia postaci żołnierza WP z 39 roku, nawet udalo mi sie zgromadzic co nieco szpeju, ale dość szybko i z wyrażna ulgą zrezygnowałem z tego pomysłu po konfrontacji moich wyobrazen z kilkoma grupami ktore kojarzyłem ze robia te tematyke ...po prostu sporo ludzi sie w to bawiacych, zbyt doslownie podchodzi do tego co robia i miałem (i mam nadal) momentami wrazenie ze owi rekonsruktorzy mysla ze kampania wrzesniowa trwa nadal a oni maja ja szanse jeszcze wygrac :p
    Skoro nie WP to postanowilem zobaczyc jak to wygląda od drugiej strony barykady, powrocic do swoich fascynacji kolekcjonerskich i spóbowac zostac II wojennym Frycem ...bawie sie w to juz kilka ladnych lat i zauwazyłem że bycie Frycem ( mimo swiadomosci calego odium zbrodni jaka ciazy na wermachcie czy ss) ma jeden niesamowity plus, mianowicie pozwala miec dystans do tego co sie robi, a którego to dystansu notorycznie brakuje rekonstruktorom strony przeciwnej , a ososbliwie tym co robia z temacie wrzesniowe WP .... z tego tez wzgledu skupiłem sie na schylkowym wermachcie a inscenizacji "wrzesniowych" staram sie unikac, bo co ciekawe z rekonstruktorami armii czerwonej czy jankesami , szybciej sie dogaduje ( tez potrafia miec dystans do tego czym sie zajmuja) niz z przedwojennym WP
    Na marginesie bawi mnie serdecznie, szufladkowanie rekonstruktorow wg mundurow ...a co w takim razie autor sadzi o rekonstruktorach ktrzy oprocz mundur Wh czy SS maja w szafie jeszcze np mundur WP, amerylanski, sowiecki czy jeszcze inny i ubieraja je w zaleznosci od potrzeb czy np ochoty ??
    Szukanie nazioli wśrod rekonstruktorów wermachtu czy ss darowałbym sobie, przecietny naziol ucieknie gdzie pieprz rosnie po pierwszym kwadransie dyskusji o kroju mundurow, odcieniu farb na hełmach czy fakturze pasków parcianych do puszek od masek p-gaz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja skromna ocena jest taka: nie każdy żołnierz niemiecki to hitlerowiec.
    Fanatycy z SS czy innym podległym fuhrerowi formacji (być może jest coś o czym nie wiem?)
    są hitlerowcami.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie rozumiem nierozumiejących

    W tekście widzę usilne szukanie drugiego dna i przyprawianie gęby rekonstruktorom wojsk niemieckich lub tez jak woli autor hitlerowskich. Mówiąc szczerze ktoś kto tak rozumuje nie powinien się bawić w reko bo widać nie rozumie jego idei. Nie będę wypowiadał się za innych a jedynie za siebie.
    Mnie osobiście nie przeszkadza, że w czasie reko ktoś określiłby mnie jako „hitlerowiec”, zaś na ulicy, bez munduru dostałby za to w mordę.
    Jeśli tak trudno uwierzyć w altruizm to jest to już problem autora. Rekonstruktorzy wojsk alianckich nie mogą zaprzeczyć ze druga strona musi istnieć. W przeciwnym wypadku z kim mieliby walczyć? Z pajacami w czarnych koszulkach z napisem „hitlerowiec” czy może z chochołami? Jak wtedy wyglądałaby rekonstrukcja? Czy de facto nie byłoby to ośmieszanie strony alianckiej? Moim zdaniem właśnie tak, bo pięknie wyglądające i zorganizowane wrześniowe Wojsko Polskie na polu ustępowałby bandzie niezorganizowanych „hitleryków” nabranych z przypadku, a takie pokazywanie Wojska Polskiego mi nie odpowiada. Tak, ja robię to właśnie po to by rekonstrukcja miała pełen wydźwięk i by pamięć o Wojsku Polskim była godna a nie karykaturalna.
    Och nie mam też niemego żalu, że w Berlinie nie mogę iść sobie na piwo w mundurze SS, bo jestem jednym z tych, którzy brali udział w rekonstrukcji w tym mieście. Mam głęboko w tyle spijanie piwka w mundurze hitleryka, niepokoi mnie jednak że w Berlinie można to robić legalnie w mundurze bolszewika.

    OdpowiedzUsuń
  7. Szanowny Panie,

    pozwolę sobie wyrazić swój sprzeciw wobec oczerniania rekonstruktorów strony niemieckiej. Uważam, że Pańskie podejście jest stronnicze i nieprzemyślane, a ponadto podszyte nie do końca przeze mnie zrozumiałymi uprzedzeniami.

    Na samym początku pragnę zaznaczyć, że w żaden sposób nie wybielałem, nie wybielam i nie będę wybielał niemieckich zbrodni wojennych, czy to dokonanych w imię Hitlera czy Wilhelma II, Mitteleuropy czy III Rzeszy. Te czyny były, są i będą zbrodniami i tak należy o nich mówić. Podobnie piętnować należy zbrodnie komunizmu i służących jej Armii Czerwonej i NKWD. I to piętnować z równą, a może i większą zajadłością, jak nazistów.

    Skoro wyjaśniliśmy sobie kwestię podstawową, mogę przejść dalej.

    Pierwszą rzeczą, która zwróciła moją uwagę jest to, że bez żenady wrzuca Pan wszystkich walczących po stronie niemieckiej do jednego worka. Tym bardziej bezsensownej jest wrzucanie do tego samego worka rekonstruktorów, świadome historii osoby. Zrównuje Pan chłopców z poboru (Polaków, Francuzów, Austriaków itd.) zmuszonych do służby do poziomu ochotników do SS. O ile tych drugich można nazwać nazistami, to w kwestii WH nie uważam tego za słuszne. Dlaczego? Otóż dlatego, że choć Wehrmacht koniec końców wykonywał rozkazy kierownictwa politycznego państwa (czyli Hitlera i jego popleczników), to jednak była to armia narodowa, która z definicji starała się nie mieszać do polityki. Ale już SS jest formacją o zabarwieniu politycznym stworzoną dla stworzenia przeciwwagi dla WH. Podsumowując - jest Pan nieuczciwy zrównując wszystkich i nazywając odtwórców hitlerowcami. Pozwolę sobie nawet nazwać to głupotą i pewnego rodzaju zaślepieniem.

    Wybaczy Pan pewnego rodzaju wycieczkę osobistą - pisze Pan "Może dlatego, że jestem z tego pokolenia, które było poddane indoktrynacji – źli Niemcy, dobrzy Rosjanie (nie udanej)." Śmiem twierdzić, że indoktrynacja się powiodła. O rekonstruktorach RKKA wspomina Pan mimochodem i bez negatywnego kontekstu. A przecież komunizm i "bohaterska, bratnia Armia Czerwona" mają na rękach więcej krwi, niż wszystkie państwa "faszystowskie" razem wzięte (nie jest to jednakowoż dla nikogo usprawiedliwieniem). Śmiem więc wnioskować, że wpojono Panu pozytywny, a przynajmniej neutralny obraz Armii Czerwonej, co skutkuje neutralnym podejściem do tego tematu. Za to "faszyzm" i "nazizm", niemiecki mundur i reszta kramu wywołują u Pana pewnego rodzaju gorączkę.

    Podział rekonstruktorów strony niemieckiej uważam za całkiem udany. Jest to badanie socjologiczne, całkiem przydatne. Przydałoby się jednak podobne badanie strony sowieckiej i aliantów zachodnich. Wtedy obraz środowiska byłby o wiele pełniejszy i można by się było całościowo wypowiadać. Nie mogę jednak pozostawić Pańskiego komentarza bez okraszenia go własną refleksją.

    cz. 1, cdn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Altruiści
      Nie wiem, czemu Pana bawi takie podejście. Grup rekonstrukcji Polaków, Amerykanów, Brytyjczyków, Kanadyjczyków, Szkotów, Australijczyków, Nowozelandczyków, Sowietów (traktując ich jako stronę lepszą), Żołnierzy Wyklętych jest takie mnóstwo, że szkoda w ogóle poruszać tematykę. Może Pan powiedzieć, że jest wiele grup niemieckich. Owszem, jest ich niemało. Ale poza tym powstają grupy fińskie, węgierskie, rumuńskie, włoskie, japońskie. To cała gama sojuszników Hitlera, do których jednak żalu Pan nie ma. Uważam, że jednostronne przedstawianie historii jest charakterystyczne dla parad zwycięstwa po zakończonych wojnach, ale nie pasuje do osób zajmujących się konfliktem sprzed kilku dekad. Sarkazm w akapicie dotyczącym "przebierania się w niemieckie mundury z odrazą" jest nie na miejscu. Kończąc - nie widzę tu altruizmu. Jest to zwykła preferencja, jak ta, czy wybierze Pan pączka czy ciasto. Kwestia prywatna, której może lepiej nie poruszać, by nie padłu niepotrzebnie ostre i krzywdzące słowa.

      Poza tym, co do USA, Commonwealthu i ZSRR mogę zadać bolesne i nieco podłe pytanie - czemu koledzy zajmujący się tymi armiami rekonstruują zdrajców Polski? Czemu udają, że są na służbie państw, których rządy użyły narodu polskiego w charakterze towaru w handlu między potęgami? Ciekaw jestem Pańskiej odpowiedzi. I czemu Pan rekonstruuje sylwetkę kapłana? Bo brzydzi się Pan zabijania? Bo (przepraszam za wycieczkę, jest jednak konieczna do ukazania błędu w Pańskim myśleniu) może chciałby Pan być księdzem, a nie wyszło? Bo może blablabla...?

      2. Wielbiciele techniki i ładnych uniformów.
      Kolejna kwestia, której nie było warto poruszać, bo odnosi się do osobistych preferencji (wolisz brunetki czy blondynki?). W przypadku osób zajmujących się historią w ogóle zamierzających przyłączyć się do ruchu rekonstrukcyjnego istotnym jest wybór armii. I często dokonuje się on na podstawie tego, co dana armia ma do zaoferowania wizualnie. Może rekonstruktorzy RKKA mi wybaczą gdy powiem, że za nic w świecie nie robiłby Armii Czerwonej, bo uważam, że jest paskudna, dziadowska i zawszona. Albo że mundur brytyjski kojarzy mi się z tandetnym, drobnomieszczańskim, tanim garniturkiem z tweedu, a amerykański ma po prostu brzydki fason. Podobnie z pojazdami - od zawsze uważam Pantherę i StuG III za najpiękniejsze pojazdy poprzedniej wojny, a T-34 i M4 za największe paskudy. I może Pan się ze mną nie zgadzać do końca świata, co jednak nie zmieni mojego podejścia. Bo to są preferencje osobiste. Skąd się biorą? Nie wiem. Mogę spytać znajomków psychologów.

      Pisze Pan, że niemiecka broń kojarzy się Panu z "z masowymi mordami i tym podobnymi okropnymi działaniami armii Hitlera." To z czym kojarzy się Panu Lee-Enfield, używany przeciwko Burom, lub Mosin, przez całą pierwszą połowę XX w. kierowany przeciwko Polakom? Albo T-34, które stanęły nad Wisłą bierne wobec Powstania Warszawskiego, a 12 lat później utopiły we krwi Powstanie Węgierskie? Z czym kojarzy się Panu AK - sprawca śmierci milionów niewinnych istnień w niezliczonych wojnach państw Trzeciego Świata? Za to słów "że gdyby ta broń była doskonalsza, to wielu Polaków nie byłoby dzisiaj na świecie..." po porostu nie będę komentował. Są infantylne i nie pasują do obrazu człowieka dorosłego i niewątpliwie inteligentnego.

      cz. 2, cdn

      Usuń
    2. 3. Zwykli żołnierze
      Po wojnie wszyscy, literalnie - WSZYSCY żołnierze usprawiedliwiają się wykonywaniem rozkazów. To klasyczny przypadek rozmycia odpowiedzialności w hierarchicznych strukturach społecznych (to samo dzieje się w przypadku nieudanych projektów w korporacjach). Proszę także nie zapominać, że żołnierze alianccy także mieli krew jeńców i cywili na rękach (wystarczy przypomnieć bombardowania miast przez siły alianckie, straty cywilnej ludności francuskiej podczas walk w Normandii, rozstrzelania jeńców z SS przez 2. DPAnc Wolnych Francuzów).

      Jako rekonstruktor RONA (choć w większości przypadków zdystansowany fotograf) mogę Panu pozazdrościć, że ma Pan możliwość "utożsamiania się" z odtwarzaną sylwetką. Co więcej, to utożsamianie jest etyczne i moralne - rekonstruowana przez Pana armia jest po stronie dobrych. Jednak świadomy ograniczeń "mojej" jednostki pozostanę przy rekonstruowaniu tak śliskiego tematu, jako zawodowy historyk trzymając odpowiedni dystans.

      4. Historycy
      Historię wojskowości tworzą wszystkie jednostki, jakie działały na polach wszystkich bitew w całej historii ludzkości. Swoją drogą, armie anglosaskie również wprowadziły ciekawe rozwiązania (transportery Kangaroo, czołgi DD, broń samopowtarzalną w całej niemal armii (USA), masowe wykorzystanie broni rakietowej (RKKA) etc.), a tym się akurat Pan nie emocjonuje i nie stawia tego w roli kluczowego argumentu. Poza tym punkt ten stoi w jawnej sprzeczności z punktem 2. Zaprzecza Pan sam sobie wpierw negując to, że kogoś może przyciągnąć technika wojenna, a potem pisząc, że to może Pan zrozumieć. Odczuwam lekki dysonans.

      Odnosząc się do "picia piwa z uśmiechem w mundurze SS" - po inscenizacji każdy ma ochotę na chwilę wytchnienia, często także organizator oczekuje od rekonstruktorów, aby pokazali się tłumowi, porozmawiali, a nie natychmiast wyskakiwali z mundurów. Ludzie także potrzebują bezpośredniego kontaktu z bronią, mundurem, to bo fascynuje, przyciąga do historii. Spora część nawet nie wie, kto jest kim, dopiero tłumaczyć trzeba. Tak samo - jak siedzi na dioramie rekonstruktor WH/SS to ma siedzieć po cywilu, a szpej na wieszaku koło niego ma wisieć?

      cz. 3, cdn

      Usuń
    3. Uważam, że nie odpowiedział Pan na pytanie postawione w tytule. Zostawił Pan kwestię niedopowiedzianą, na końcu posługując się ponownie argumentem emocjonalnym. Może dotarliśmy do różnych relacji, ale powstańcy warszawscy częstokroć dziękują rekonstruktorom WH i SS za przekaz, jaki dla młodych pokoleń niesie ich występ w rekonstrukcji (i często lepiej wspominają okupację niemiecką, niż radziecką!). Nie pamiętam też, żeby weteran morderczych walk pod Falaise kpt. Antoni Przybył miał wątpliwości co do zasadności pokazania wojsk niemieckich w inscenizacji bitwy w Łabiszynie w 2013 r. Co ciekawe zdecydowaną większość osób, które oczerniają stronę niemiecką rekonstrukcji są ludzie urodzeni i wychowani w PRL, karmieni serialami i filmami o "braterskiej Armii Czerwonej" i "złych faszystach(sic!) i hitlerowcach (sic! To nie oddzielna nacja!)".

      Proponuję zastanowić się jeszcze raz i poszukać racji także drugiej strony. Chciałbym pokazać Panu ten drugi punkt widzenia, chłodny i rzeczowy, jak na historyka przystało, a jednocześnie niepozbawiony subiektywizmu.


      Zapraszam do dyskusji.
      Pozdrawiam

      cz. 4, ostatnia

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń