Sekcja strzelecka

Sekcja strzelecka
Sekcja strzelców 1st CPB

środa, 28 maja 2014

Bo książki czytać trzeba, ale...

Uczyłem się w szkole w której uczono historii. I w podstawówce i w szkole średniej, może obie nie były specjalnie elitarne, a i nauczyciele nie byli innowacyjni i pomysłowi, ale podstawy historii wyniosłem ze szkół. Potem w systemie edukacji było już różnie. Część mojej historycznej edukacji to mój tata i jego opowieści o wojskach spadochronowych, a kolejna część i to ważna, bo w chwili gdy uzyskiwałem coś co można nazwać świadomością historyczną, to harcerstwo, a konkretnie – ZHP.
 
W roku 1985 moja drużyna zdobyła imię żołnierzy Cichociemnych, a nie było to proste. Musieliśmy poznać historię samych Cichociemnych i Armii Krajowej, znaleźć jeszcze żyjących żołnierzy i porozmawiać z nimi, zrobić dokumentację i… czytać książki. Wtedy zaczęła się historia mojej półki z książkami o Cichociemnych i polskich spadochroniarzach drugiej wojny światowej. Dzisiaj moje półki książek z wojennymi historiami zajmują już za dużo miejsca w naszym niedużym mieszkaniu, a mnie ratuje to, że nowe wydawnictwa wychodzą już w e-bookach.
 
Bo książki czytać trzeba. Bo teraz najczęściej tylko one mogą nas przybliżyć do historii. I konieczna jest tu liczba mnoga, bo jedna książka pokaże nam tylko punkt widzenia jednego autora, co jest oczywiste, i choćby był to super historyk z doświadczeniem i dorobkiem to zawsze ma prawo do błędu lub złej interpretacji, świadomej lub nie.
 
Kino i telewizja

Telewizje różne pokazują filmy wojenne i te fabularne i te dokumentalne. Jest ich naprawdę dużo, karierę zrobił ostatnio serial pokazujący polskie podziemie, a kilka innych produkcji znakomicie ukształtowało nasze widzenie historii. To super bo czasami warto obejrzeć na ruchomych obrazkach to co się przeczytało w książce.
 
Niestety produkcja filmowa i telewizyjna ma swoje ograniczenia, które sprowadzają się do tego, że pokazuje historię w wydaniu dla przeciętnego widza, którego oceniają bardzo nisko. I tak dostajemy historię spłaszczoną i wykrzywiona na potrzeby scenariusza (znowu ukłon w stronę wymienionego już serialu).
 
A później

Każdy rekonstruktor, któremu zdarza się postać na stanowisku czy dioramie, wcześniej czy później natknie się na „historyka” wykształconego na filmach. Taki oto osobnik podchodzi z ogromną chęcią pogadania, a my, jako się rzekło wcześniej, lubimy gadać, i wciąga w dyskusję. Nie ma przy sobie żadnej latorośli, a więc nic nie hamuje swobody historycznej rozmowy. Kłopot jednak w tym, że filmowa „wiedza” tkwi w owym bardzo głęboko. Pamiętam pana, który z kwadrans tłumaczył mi jak wielkie straty poniosła 1. Samodzielna Brygada Desantowa w czasie lądowania pod Driel (operacja Market-Garden), tworząc plastyczne obrazy pokazywał jak Niemcy „pruli” do nich z karabinów maszynowych i nie dał się przekonać, że akurat w czasie tego desantu spadochroniarze ponieśli straty niewielkie, bo on to… widział… w filmie. Brrrr…
 
Bo to książki czytać trzeba. Ale niestety ostatnio nawet na książki trzeba uważać. W ostatnich latach na księgarskie półki trafiło kilka książek napisanych przez dziennikarzy, którzy postanowili ponaśladować swoich starszych kolegów po fachu z krajów anglosaskich i pisać dobre książki o historii, książki napisane tak żeby czytali je i zechcieli kupować zwykli ludzie.
 
Niestety owi dziennikarze nie posiadając tyle talentu, czasu i wiedzy co ich koledzy z Zachodu poszli w sensację i wzbudzenie zainteresowania poruszeniem tematów kontrowersyjnych w sposób kontrowersyjny i bardzo subiektywny. Czasem aż zniechęcający do czytania!
 
„Igły” Marka Łuszczyny są inne. Po pierwsze autor nie stawia na nachalną kontrowersję, po drugie porusza temat mniej znany – walczących w drugiej wojnie światowej kobiet i to kobiet służących w wywiadzie lub w działaniach wymagających umiejętności równych agentom wywiadu.
 
To bardzo dobrze, że ktoś zajął się przypomnieniem wojennych historii tych Pań, bo ich dokonania są równie ważne, a czasem ważniejsze, niż bohaterów-żołnierzy, którzy z wrogami Rzeczpospolitej walczyli z bronią w ręku na polach sławnych bitew.
 
Więcej o tej pozycji znajdziecie tutaj:  http://www.wojennehistorie.pl/2014/02/kurierki-agentki-i-kobiety-szpiedzy.html
 
Jednak i w tej książce tkwi niebezpieczeństwo. Autor nie odrobił lekcji z historii, zdarza mu się pomylić oczywiste fakty historyczne (np. w 1943 roku Niemcy nie bombardowali jeszcze Londynu bombami latającymi), nadawać akcjom agentek zbyt wielkie znaczenie poprzez przejaskrawianie ich dokonań (np. atak komandosów na St. Nazaire nie zniszczył portu, choć postawione zadanie zostało wykonane), lub wymyślać przygody swojej bohaterki (udział duńsko-polskiej agentki, fotoreporterki w lądowaniu w Normandii wydaje się, delikatnie rzecz ujmując, mocno wątpliwy). Moja ocena tego typu traktowania historii waha się pomiędzy oskarżeniem autora o całkowitą ignorancję, a przypisaniem mu, bardziej cynicznie, świadomego manipulowania faktami dla zwiększenia atrakcyjności swoich bohaterek i przez to książki.
 
Szkoda, bowiem „Igły” opowiadają bardzo ważne wojenne historie kobiet wojowniczek państwa podziemnego, a tymczasem błędy popełnione przez autora każą uprzedzić czytelników żeby wszystkie podane przez niego fakty poddali baczniejszej analizie, a książkę potraktowali jak film, w którym nie we wszystko trzeba wierzyć, a podane atrakcyjnie fakty warto sprawdzić.
 
Tym niemniej książkę polecam, bo książki czytać trzeba. Ja sam przeczytałem ją w e-booku.

Zubek

Felieton ukazał się na www.blogpublika.com, 16. lutego 2014 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz