Sekcja strzelecka

Sekcja strzelecka
Sekcja strzelców 1st CPB

niedziela, 25 maja 2014

Ile waży hełm?

Inscenizacje historyczne są ważne?
Są tacy rekonstruktorzy, którzy żyją dla inscenizacji i w niej widzą największą siłę i sens rekonstrukcji historycznej. W widowiskowości i masie owych. Jak się ostatnio doczytałem - liczy się tylko "piro i amo" (po polsku: efekty pirotechniczne i duża ilość wystrzelonej amunicji).

Faktem bezspornym jest to, że inscenizacja jest tym co w rekonstrukcji historycznej jest najbardziej widoczne, zazwyczaj przez owe widowiska postrzegają rekonstruktorów zwykli śmiertelnicy. Nasi widzowie to rzadko pasjonaci znający się na historii na tyle by rozpoznać i docenić wszystkie szczegóły naszego umundurowania, wyposażenia i uzbrojenia. Zazwyczaj liczą na „piękną” i głośną bitwę, która trochę będzie przypominała to co mogą zobaczyć w kinie, czy telewizji. Im głośniej i bardziej widowiskowo tym lepiej, czyli „liczy się tylko piro i amo”.

To, że duża część naszych widzów mniej jest zainteresowana przekazywana przez nas historią niż formą w jakiej to robimy po dłuższym zastanowieniu (no dobra – po krótkim zastanowieniu) wydaje się oczywiste, nie wszyscy muszą interesować się historią, nawet ojczystą. Niby powinni, ale nie muszą, a my nie zastąpimy całego systemu nauczania i rodziców. Krótkie spotkanie z rekonstruktorami i inscenizacją nie zastąpią książek, mądrych nauczycieli i rodziców i... książek. Tych, dla których inscenizacje są najważniejsze i w nich widzą klucz rekonstrukcji i edukacji historycznej ta sytuacja mocno frustruje.

Dygresja

W zeszłym roku, w jednej super miejscowości, inscenizowaliśmy potyczkę Brytyjskich i Kanadyjskich spadochroniarzy z Niemcami w Normandii. Kilkudziesięciominutowa inscenizacja relacjonowana i tłumaczona była przez spikera, a cały weekend poświęcony był, niemal w całości, walkom na Zachodzie w czerwcu/lipcu/sierpniu 1944 roku. W związku z tym jakież było moje zdziwienie gdy usłyszałem, na godzinę po inscenizacji, czekając na transport dla naszych gratów, że nieźle walczyli ci „Ruscy”!

Po dygresji.

No bo tu człowiek się stara, siódme poty wypaca, scenariusze układa, lub chociaż stara się je jak najlepiej zrealizować (różne są w końcu stopnie wtajemniczenia) a tu okazuje się, że z całej opowiedzianej historii w widzach został „zajebisty wybuch” i „dłuuuugie seria cekaemu”. Ręce potrafią opaść.

I rodzi się myśl niebezpieczna – jeśli nasi widzowie to ignoranci, którzy nie odróżniają STG-44 od AK-47 i bluzy mundurowej P37 od P49 to po co się wysilać. Wyposażenie i uzbrojenie żołnierza piechoty przez wieki ważyło zawsze około 35 kilogramów, od czasów Spartan do czasów współczesnych. Dobrze ubrany i wyposażony rekonstruktor nosi na sobie co najmniej większość tego ciężaru. W naszych ładownicach są magazynki z imitacjami amunicji lub chociaż z łuskami, w plecakach wyposażenie będące replikami oryginalnego lub prawdziwymi fantami z epoki. Racje żywnościowe nie są atrapami a prawdziwym jedzeniem „przebranym” w historyczne opakowania. Imitacje broni, którymi się posługujemy ważą tyle co oryginały. I tak dalej, i tym podobne, nasza publiczność tego nie widzi i nie wie, a trzeba mieć świadomość, ze nawet gdyby wiedziała dla części z nich nie miałoby to znaczenia, bo przecież „liczy się tylko piro i amo”.

Przepocone ciuchy i zmęczenie po inscenizacji rodzą niebezpieczne myśli. Bo jeśli nikt nie docenia naszego wysiłku i „koszerności” (rozumianej jako „zgodność z odtwarzanym okresem i oryginałami wyposażenia, uzbrojenia i umundurowania”) to po co to wszystko. Plastikowy hełm waży ułamek tego co stalowy, a jeszcze jest w nim mniej gorąco, a z daleka wyglądają tak samo. Bluza P49, różni się od tej P37, ale laik i tak nie dostrzeże różnicy, a ta pierwsza jest łatwiej dostępna i tańsza niż druga. Do plecaka można włożyć koc, lub jeszcze lepiej styropianowe elementy po opakowaniu telewizora, będzie wyglądał tak samo, a będzie znacznie lżejszy, no i odpadnie żmudne i kosztowne kompletowanie wyposażenia.

Jednak mówię Wam, ja rekonstruktor od lat kilku, nie idźcie tą drogą! (cytat z klasyka zamierzony i nie nie jestem pod wpływem). Bowiem rekonstrukcja historyczna to nie tylko inscenizacje, choćby nie wiem jak częste (czasem, jak mi się zdaje, zbyt częste), ale wszystko to co jest pomiędzy nimi. Nadużywane porównanie do góry lodowej jest tu jak najbardziej na miejscu, to co zwykły widz inscenizacji widzi to tylko niewielka część życia rekonstruktorów.

Od jakiegoś czasu powtarzam, obrazoburczą dla niektórych, tezę, że rekonstrukcja historyczna to hobby jak każde inne. I najczęściej nie różni się niczym od innych. Tak jak filateliści żmudnie i za duże pieniądze gromadzimy swoją kolekcję, wymieniamy się z innymi zbieraczami, czasem coś sprzedajemy by mieć środki na zakup czegoś innego, zgłębiamy historię dotycząca naszych zbiorów i ich powstania, od czasu do czasu jeździmy na wystawy (w wypadku rekonstruktorów dioramy i inscenizacje). Oczywiście czasem możemy sobie dorobić ideologię o upamiętnianiu i upowszechnianiu i zazwyczaj jest ona prawdziwa, bo przejmujemy się losem naszych bohaterów i zależy nam na utrzymaniu pamięci o nich.

Tym niemniej tym razem, dla tego głosu w dyskusji, ważne jest, że inscenizacje nie są celem, a raczej nie powinny być celem, rekonstrukcji historycznej, podobnie jak wystawy akwarystyczne nie są celem hodowców rybek akwariowych. Nasze widowiska są tylko pokazaniem tego czym zajmujemy się na co dzień – mozolnego odtwarzania historii, krok za krokiem, fant za fantem i książka za książką.

Bo, jeśli nie chcemy być postrzegani jako jarmarczni artyści, którzy przebierają się i występują dla zabawy gawiedzi wszelakiej, albo jak ci co dla własnej zabawy wyciągają z miejskiej kasy pieniądze, które mogłyby być przeznaczone dla wdów i sierot, albo na koncert Dody, to postarajmy się by w tym co robimy było jak najwięcej historii, a jak najmniej taniego widowiska.

Zubek

Ps. Sprawdziłem - mój hełm, replika brytyjskiego spadochronowego AT Mk II waży 1,3 kg, razem z siatką i maskowaniem, ciężka to „czapka”.

Felieton ukazał się na www.blogpublika.com, 12. stycznia 2014 r.
Zdjęcie z kalendarza Stowarzyszenia Zachód 1944, foto i kreacja Przemysław Borkowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz