Wejście do sali zasłonięte jest przez pocięty na pasy worek jutowy i tabliczkę, by pozostawić go zasłoniętym po przejściu. Cóż to za pomysł? Tajemnica roztajemnicza się zaraz po wejściu, w środku klimatyzacja ustawiona jest na full i panuje tu zimno, bo ten „mróz” jest częścią dioramy. Przechodzimy do innego świata: jest grudzień 1944 roku, las w Ardenach, śnieg i brodzący w nim amerykańscy żołnierze, którzy uciekają przed niemiecką ofensywą. Przedstawiająca tę scenę diorama na jakieś 15 m szerokości i 15 m głębokości, najdalszych żołnierzy ledwo widać w panujących półmroku.
Najważniejszą częścią ekspozycji jest absurdalna scena: amerykańscy piechociarze pchają płaskodenną łódź wypełnioną różnym zaopatrzeniem. Gdy pozwalam sobie na kąśliwy komentarz o sensie tego obrazka, kolega szturcha mnie w ramię i pokazuje za plecy. Na przeciwległej ścianie zdjęcie w skali 1:1 pokazuje tą scenę w oryginale. Tracę głos w pół słowa. Niby już wiemy, że dobre muzea przedstawiają historię właśnie w ten sposób, a to muzeum pokazało nam już wiele świetnych dioram, ale coś takiego?
Muzea przecież są nudne, a jedyną atrakcją jaka kojarzyła się nam z muzeami był wolny dzień, który zamiast w szkole spędzało się na wycieczce z wszystkimi tego konsekwencjami. Zaś polskie muzea militarne to statyczne wystawy stojącego „pod chmurką” sprzętu, koniecznie otoczonego płotem z tabliczką „zakaz dotykania”. Do tego szklane gabloty z oryginalnymi eksponatami z wykopalisk. I konieczny i egzekwowany rygorystycznie przez panie pilnujące „zakaz fotografowania”. Całe szczęście to powoli się zmienia.
Zaczęliśmy wyjeżdżać za granicę i doceniać to, jak w krajach zachodnich dba się o historię i jej zachowanie, także w muzeach. Bo na zgniłym zachodzie dawno już doszli do tego, że by zachować historię i pamięć nie wystarczy stawiać pomniki i pielęgnować cmentarze, ale trzeba postawić na historię żywą i pokazanie jej w muzeum.
Tego rodzaju edukacja historyczna ma dwa cele: po pierwsze pozwala doskonale zachować eksponaty z danej epoki historycznej, po drugie eksponować je tak, by były ciekawe i wciągały widza w daną epokę. U nas tez tak kiedyś robiono, czymże innym jest Panorama Racławicka?
Polskie muzea są biedne, bo wtedy, kiedy „tam” (na zachodzie) zbierano wojenne pamiątki, by zachować pamięć i historię, a „gdzie indziej” (na wschodzie) zbierano wojenne pamiątki, by wykorzystać do końca wszystkie ew. zdobycze techniki, u nas przekuwano miecze na lemiesze. I to dosłownie, bo każdy kilogram stali ze stojących po polach czołgów itp. miał się przydać odbudowywanej gospodarce, a zachowanie choć kilku sztuk obcych pojazdów dla celów muzealnych zapewne wydawała się marnotrawstwem. No i wszyscy chcieli zapomnieć o wojnie. Teraz gdy już możemy robić coś więcej polskie muzea militarne nie stać na dobre ekspozycje. Pewnie całe środki przeznaczają na powiększenie swoich zbiorów. Bo przecież czasem więcej eksponatów znajduje się w rekach prywatnych kolekcjonerów i ich muzeów niż w tych oficjalnych, państwowych i samorządowych placówkach.
Oczywiście istnieje jedno z lepszych i nowocześniejszych polskich muzeów – Muzeum Powstania Warszawskiego, którego ekspozycje i pomysły na pokazanie historii mogą być wzorem dla innych, ale wg mnie cierpi ono na tak potwornie polski kompleks, że niemal odpada z konkurencji. Pewnie kiedyś o tym jeszcze napiszę.
No i mamy Muzeum II Wojny Światowej, które daje nadzieję, że będzie na pewnym poziomie.
Inaczej nadal będziemy musieli jeździć do muzeów militarnych na Zachodzie, w Niemczech, Belgii, Holandii, Francji, czy małym Luksemburgu...
Zubek
Ps. Diorama, która tak mnie zachwyciła znajduje się w Narodowym Muzeum Militarnym w Luksemburgu w miejscowości Diekirch http://www.mnhm.lu/www/usa/ . Nasze zdjęcia na stronie: https://www.facebook.com/media/set/?set=a.541320172547645.131510.322625597750438&type=3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz